Austria – zderzenie ze stereotypem

Austria jest krajem na tyle bliskim geograficznie i powiązanym historycznie z Polską, że większości z nas wydaje się, że wiemy o niej wszystko. Nawet, jeśli w Austrii nie byliśmy, lub nasz kontakt z tym krajem ograniczył się do szusowania po alpejskich stokach. Jak Polacy postrzegają Austrię i Austriaków? Można się zdziwić, jak bardzo polskie wyobrażenia o ojczyźnie Mozarta różnią się od tego, jaką jest Austria w rzeczywistości.




W gąszczu złych emocji

Austria była dla Polaków zawsze synonimem czegoś lepszego, bogatszego, bardziej zachodniego od Polski. Z jednej strony cenimy sobie habsburską tolerancję wobec polskiej kultury i z sentymentem spoglądamy na czasy Franciszka Józefa, ale jednak towarzyszy temu pewna nutka zazdrości. Jak to, dlaczego to Wiedeń był stolicą imperium, a Polacy tylko jego poddanymi? Dlaczego po II wojnie światowej Austriacy uwolnili się od radzieckiej okupacji i stali się częścią bogatego Zachodu, mimo że to oni tak naprawdę przegrali wojnę, a zwycięska Polska trafiła pod komunistyczne jarzmo?

A przy tym wszystkim – tradycyjna polska nieufność wobec Niemców. A Austriacy są przecież postrzegani jako tacy „inni, lepsi Niemcy” – w końcu mówią tym samym językiem, co nasi zachodni sąsiedzi. I wreszcie, na to wszystko nakładają się nie zawsze pozytywne doświadczenia z ostatniego dwudziestolecia. Chyba każdy słyszał (a wielu zażyło na własnej skórze) o niewłaściwym traktowaniu polskich podróżnych na austriackich przejściach granicznych, w czasach przed wejściem Polski do UE.

Austria kojarzy nam się również z ksenofobią i egoistycznym nastawieniem do wschodnich krajów UE („jesteśmy bogaci i nie chcemy się dzielić tym bogactwem z krajami postkomunistycznymi”). Duży odzew wywołały zwłaszcza szowinistyczne wypowiedzi i działania Jorga Haidera, a także austriacki sceptycyzm wobec przyjęcia do UE promowanej przez Polskę Ukrainy. Wreszcie, Austria do ostatniej chwili zwlekała z otwarciem dla Polaków swego rynku pracy, co również nie sprzyjało budowaniu pozytywnych relacji.

Tymczasem rzeczywistość różni się od tych stereotypów diametralnie. Wynika to między innymi z postawy polskich mediów, które Austrię konsekwentnie ignorują – ze świecą szukać artykułów o wydarzeniach w tym kraju czy publicystyki opisującej austriackie realia. Wyjątkiem są jedynie właśnie te negatywne i sensacyjne aspekty, jak np. sprawa Jorga Haidera, Josepha Fritzla czy doniesienia o niewłaściwym traktowaniu Polaków przez austriackich funkcjonariuszy. Spróbujmy więc po kolei przeanalizować najpowszechniejsze stereotypy i skonfrontować je z rzeczywistością.

Austria sceptyczna wobec poszerzenia UE?

Polscy dziennikarze z lubością informują o przejawach austriackiego sceptycyzmu wobec poszerzania UE o kraje wschodnioeuropejskie, przedstawiając Austriaków jako egoistów, którzy nie chcą się dzielić swoim bogactwem z krewniakami ze wschodu i południa. Nie sposób zaprzeczyć, że wielu, jeśli nie większość Austriaków żywiło obawy przed konsekwencjami integracji i otwarcia granic, obawiając się wzrostu przestępczości, obniżenia poziomu życia itp. Wynikało to stąd, że Austria jest najbardziej na wschód wysuniętym krajem „starej UE” w Europie Środkowej, półwyspem dobrobytu otoczonym przez aż cztery kraje postkomunistyczne. I ze względu na to położenie Austria mogła na poszerzeniu zarówno najwięcej zyskać (co się stało w rzeczywistości), jak i była poddana największym zagrożeniom.

Austriacy jednak początkową nieufność bardzo szybko zamienili w ogromną życzliwość i otwartość wobec wschodnich sąsiadów, zwłaszcza Węgrów i Słowaków. Wystarczy spojrzeć na rejon przygranicznego Hainburga nad Dunajem, gdzie masowo osiedlają się słowaccy obywatele, a jeszcze inni Słowacy dojeżdżają tu codziennie do pracy. Mimo to, w Hainburgu i okolicach nie ma ani cienia nieufności wobec słowackich sąsiadów. Wręcz przeciwnie: na porządku dziennym są tu słowackie napisy, a rodowici Austriacy bardzo chętnie uczą się języka słowackiego i otwierają słowackie klasy w szkołach. Podobnie jest na pograniczu z Węgrami i Czechami, gdzie również dominuje współpraca, a nie nieufność.

Ekologia i zdrowa żywność

Kraje dawnego Zachodu kojarzą się nam z niesmaczną, „plastikową” żywnością i brakiem tak bujnej przyrody, jak w Polsce. Wystarczy wspomnieć o słynnym argumencie: „u siebie wybetonowali rzeki, wycięli lasy i wybudowali autostrady, a Polskę chcą zamienić w przyrodniczy skansen”. Kolejną sprawą jest mit doskonale naturalnego polskiego jedzenia i braku takiej naturalnej żywności w krajach „starej Unii” – stąd tęsknota emigrantów za polskim chlebem i popularność polskich sklepów w Niemczech czy Londynie.

Co ciekawe, do Austrii ten stereotyp zupełnie nie pasuje. Austria jest krajem bardzo smacznych, naturalnych produktów, a austriacki chleb, wędliny i sery są wręcz rozchwytywane przez Słowaków, którzy mają pieczywo i wędliny z waty. Spodziewalibyśmy się, że będzie odwrotnie, a tu niespodzianka. Zaskoczeniem mogą być też ceny – w austriackich supermarketach jest trochę taniej, niż w sąsiedniej Słowacji, chociaż logika podpowiadałaby coś odmiennego.

Podobnie jest z ekologią. Austria jest krajem rozwiniętej infrastruktury (autostrady, drogi wodne, kolej), chociaż bez przesady – np. lokalne pociągi nie jeżdżą wcale szybciej, niż w Polsce (ale ich jakość jest bez porównania lepsza). A mimo to ten kraj jest zaprzeczeniem wizji zabetonowanych rzek i ogrodzonych resztek lasów. I nie chodzi tu wcale o alpejską część kraju – wystarczy spojrzeć na rejon Austriackich Karpat (Hainburg i okolice) przy granicy ze Słowacją: z jednej strony mamy tu bujną przyrodę i dbałość o środowisko, ale z drugiej ludzie wcale nie mają poczucia, że mieszkają w skansenie, który uniemożliwia im rozwój. Wręcz przeciwnie: park narodowy Donauauen (Dunajskie Łęgi) i karpackie rezerwaty przyrody są źródłem rozwoju gospodarczego tych terenów, głównie dzięki turystom.

Bardziej europejscy, niż najwięksi Europejczycy?

W Polsce panuje ogromna chęć przypodobania się Europie, a raczej wyimaginowanemu ideałowi Europy. Z drugiej strony, właśnie Austria uchodzi za jeden z takich krajów, będących najbliżej wzorca europejskich wartości i zwyczajów. O ile więc siebie samych postrzegamy za nie do końca „europejskich” (niemodnie ubrani, nadużywający alkoholu, palący papierosy wbrew zachodniej modzie na niepalenie, nie dość znający angielskiego itp.), to stereotypowy Austriak wydaje się być naszym przeciwieństwem.

Z myślą o dostosowaniu do tej wyimaginowanej Europy Polacy wprowadzili więc zakaz spożywania piwa w miejscach publicznych, zakaz palenia w knajpach oraz absolutne wymaganie, by każdy Polak znał perfekt język angielski. Nie znasz angielskiego tak dobrze, jak Anglik – nie dostaniesz dobrej pracy. A tymczasem w Austrii…

No właśnie. Austriacy nie stronią od alkoholu, piją dużo, ale w kulturalny sposób. Nikomu nie przyszło tu do głowy, by wlepiać mandaty za wypicie piwa na ławce w parku albo w pociągu. A knajpy… te są całe w oparach dymu tytoniowego. Cóż, jeśli te sprawy są wyznacznikiem „europejskości”, to Polacy są o wiele bardziej „europejscy” od tych, na kim się wzorują.

A znajomość angielskiego? W Austrii jest uznawana za atut, ale nikt nie wymaga, by była ona perfekcyjna. Nikt się tu nie wstydzi, jeśli angielski zna słabo – w końcu niemiecki jest również językiem międzynarodowej komunikacji. A przy tym Austriacy chętnie uczą się niszowych języków, np. na pograniczu ze Słowacją – wspomnianego już słowackiego.

Podobnie jest również ze zdolnościami marketingowymi np. austriackich hotelarzy. Polacy wciąż mają kompleksy, że pod względem rozwoju marketingu i PR są daleko w tyle USA i Europy Zachodniej. Tymczasem np. we wspomnianym już rejonie Austriackich Karpat przeważająca większość małych hoteli, pensjonatów (Gasthof) i restauracji nie to, że nie ma strony internetowej po angielsku, ale w ogóle nie ma żadnej strony internetowej. Po prostu wpis do katalogu w kilku systemach rezerwacyjnych i tyle. Austriacy są też o wiele mniej elastyczni, niż Polacy, np. jeśli chodzi o negocjowanie cen w przypadku zakwaterowania w hotelu całej grupy. Zresztą, w ogóle jest tu mniejsza pogoń za pieniądzem i zyskiem (klient nie przyjedzie, jeśli nie obniżymy ceny? Trudno, obejdzie się bez niego). Z tego względu jest to dobry kraj dla pracowników, którzy nie są, w odróżnieniu od Polski, wystawiani przez pracodawców na ciągłą presję wyrabiania 150% normy. A dobrowolne zostawianie w pracy po godzinach wywołałoby u szefa lekką konsternację – a więc zupełnie inaczej, niż w Polsce.

Jakub Łoginow




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *