Będzie pociąg dla bogatych w Alpy. Dlaczego nie do Popradu i na Liptów dla zwykłych Polaków? [FELIETON PORT EUROPA]

Dlaczego obecna ekipa przegrała wybory? Bo za bardzo skupiła się na potrzebach elit, a za mało – na problemach i marzeniach zwykłych ludzi – również tych gorzej sytuowanych, z mniejszych ośrodków. Ministerstwo Infrastruktury zarządzane przez PSL nic z tej lekcji nie zrozumiało. Zwykli Polacy z małych miasteczek i o średnich bądź niskich dochodach od lat proszą o zwykłe, budżetowe, żeby nie powiedzieć ludowe pociągi do bliskiej zagranicy – do Popradu i Liptowskiego Mikulasza, bo to fajne dostępne cenowo okolice nawet dla słabiej zarabiających. Tymczasem Ministerstwo Infrastruktury w ramach „tematów trudnych” zapowiada… że być może już tej zimy pojedziemy pociągiem w drogie i elitarne Alpy Austriackie. Jasne, super sprawa – ale dla bogatszych, bo urzędniczka z ZUSu czy sekretarka w urzędzie gminy, przy całej sympatii do przepięknej Austrii, z wyjazdu do Salzburga raczej nie skorzysta – a z wyjazdu do Liptowskiego Mikulasza mogłaby.

Ktoś powie: Austria nie taka droga, a Słowacja nie taka tania. To prawda, ceny się stopniowo wyrównują. A najbardziej prestiżowe miejscówki w Tatrach Wysokich czy Dolinie Demianowskiej cenowo nawet przewyższają Alpy. Rzecz w tym, że tuż obok tych drogich słowackich kurortów wciąż jednak są tanie hotele, pensjonaty czy kwatery prywatne, gdzie spędzimy wymarzone ferie zimowe dosłownie za grosze. Fakt, może w gorszym standardzie, może kilka wiosek dalej – co jednak na Słowacji nie jest problemem dzięki świetnie działającym autobusom regionalnym i śmiesznie niskim cenom biletów na słowacki pozamiejski transport publiczny. Istotny jest też jeden szczegół: bariera językowa/kulturowa lub jej brak. Tańszy wypoczynek w Austrii można oczywiście zorganizować, znając język niemiecki lub przynajmniej dobrze znając angielski. Tymczasem wypoczynek na Słowacji jest dostępny również dla tych Polaków, którzy mają słabsze kompetencje językowe i gorzej sobie radzą w Internecie. Także dla osób starszych, gorzej wykształconych, wykluczonych – bo nierzadko na wsi czy w małych miasteczkach nie mieli tak dobrych warunków edukacyjnych, jak ich warszawscy, poznańscy czy krakowscy rówieśnicy.

Wykluczenie społeczne, edukacyjne, cyfrowe i transportowe tak zwanej „Polski B” jest faktem i nie jest wcale winą osób tam mieszkających. To elity nie zadbały o to, by wzorem Czech, Austrii, Słowacji i Szwecji wyrównać te szanse, chociażby zapewniając normalny pozamiejski transport publiczny. W tych czterech krajach się to udało, u nas nie. Mapy wyborcze doskonale pokazują, jaka jest reakcja społeczeństwa na te dysproporcje.

Po deklaracji ministra Klimczaka o chęci uruchomienia pociągów do Austrii pojawiło się wiele niesprawiedliwych komentarzy, negujących sens tego typu pociągów „na wakacje” lub „na ferie zimowe”. Na zasadzie: ludzie nie mają pociągu do miasta powiatowego/wojewódzkiego, a minister chce im zafundować pociąg w Alpy. W komentarzach mowa jest o odklejeniu, niezrozumieniu realnych potrzeb. Tu jednak muszę wziąć ministra Klimczaka w obronę. Pociągi międzynarodowe i stricte turystyczne są ważne i nie można ich przeciwstawiać pociągom czy autobusom lokalnym i regionalnym. Ludzie potrzebują sprawnie działających tramwajów w Katowicach którymi dojadą do pracy i lekarza, ale potrzebują też pociągów Intercity z Katowic nad morze, na Mazury i w góry, również do ulubionych miejsc wypoczynku tuż za granicą – i te dwie rzeczy się wzajemnie nie wykluczają. Przeciwnie: nawet w najtrudniejszych czasach PRL, gdy ludzie ciężko pracowali i nie mieli prawie niczego, oprócz potrzeb dnia codziennego każdy chciał przecież wyjechać gdzieś na wakacje – nad morze, w góry, nad jeziora, a szczęśliwcy jeździli również nad węgierski Balaton, do Bułgarii i Czechosłowacji. I to nie jest żadne nic, żadna fanaberia – potrzeba wypoczynku, w tym zagranicznych wakacji i poznawania Europy jest fundamentalnym standardem, który był oczywisty nawet dla komunistów oraz dla walczących z komunistami robotników z „Solidarności”.

I sam w sobie pociąg w austriackie Alpy nie jest niczym złym, wręcz przeciwnie – fajnie, jeżeli powstanie. Ale pod warunkiem, że powstanie w tym samym czasie i w pakiecie z podobnymi pociągami Wrocław – Katowice – Liptowski Mikulasz czy Gdynia – Poprad, o które od lat proszą również nieco mniej zamożni przedstawiciele polskiego społeczeństwa.

Problemem i kolejnym przejawem dzielenia polskiego społeczeństwa będzie, jeżeli po raz kolejny Ministerstwo Infrastruktury pod wydumanymi pretekstami odrzuci postulat pociągów na Słowację, ale za to zrobi te pociągi dla bogatych w austriackie Alpy. Jeżeli ta koalicja chce już całkowicie zrazić do siebie zwykłych ludzi z małych miasteczek, również tych którzy w 2023 roku na nią głosowali, to proszę bardzo, róbcie tak dalej.

A dlaczego codzienne, dostępne cenowo (bilet do 120 zł), całoroczne pociągi do Koszyc, Preszowa, Popradu i Liptowskiego Mikulasza są takie ważne dla zwykłych ludzi, tych słabiej sytuowanych, z mniejszych ośrodków? Często jest to dla nich jedyna szansa, by pojechać na wycieczkę, kilkudniowy wypoczynek czy ferie lub wakacje gdzieś za granicę. Słowacja i Litwa może nie są tak spektakularne i atrakcyjne jak Włochy, Bawaria, Chorwacja czy Austria, ale są blisko i są w zasięgu możliwości. Dla wielu osób jest to pierwsza lub jedyna zagranica.

Warszawskie czy poznańskie elity przyzwyczajone do swobodnego podróżowania po całym świecie nie zrozumieją, ale spróbujmy to wytłumaczyć. W Polsce żyje też kilkanaście milionów osób, które ledwo wiążą koniec z końcem i nie stać ich na zagraniczne wakacje. Z tym wiąże się też poczucie „bycia gorszym” od innych, zwłaszcza wśród dzieci, które nigdzie poza Polską nie były. Tworzy się samonakręcająca się spirala: ludzie są wykluczeni społecznie, mało pewni siebie, zahukani – pracują za grosze i mają niskie poczucie własnej wartości – ciężko im zmienić coś w życiu, powalczyć o lepszą pracę, edukację, awans społeczny – choć mogliby. Drobne przyjemności, wakacje mimo wszystko za granicą, potrafią czynić cuda i są mega ważne, zwłaszcza u osób i rodzin, które mają ciężko. Ten pociąg do Popradu, Koszyc i Liptowskiego Mikulasza potrafi robić cuda w polityce społecznej i osobistym życiu milionów Polaków, którzy mają pod górkę. Oczywiście pod warunkiem niskich cen biletów bez kombinowania – bilety na Słowację mają być tanie po prostu kupując je normalnie w kasie lub automacie biletowym, a nie tylko w aplikacjach i promocjach.

W latach 90-tych Polskie Stronnictwo Ludowe miało kilkanaście procent poparcia, bo rozumiało takie rzeczy i było głosem mieszkańców wsi i małych miasteczek. Dziś osiąga 4,99 procent w wyborach prezydenckich (wspólny kandydat PSL i koalicjanta). Obecnie to ludowcy zarządzają resortem infrastruktury. Kto jak kto, ale oni powinni wyjść naprzeciw potrzebom zwykłych ludzi. A te potrzeby to bardziej tanie ludowe całoroczne pociągi na Słowację, niż w drogie kurorty Alp Austriackich, na które stać wielkomiejską elitę.

Jakub Łoginow

Czytaj też: