Czechosłowacja nadal istnieje, tyle że w innej formule

Już za kilka miesięcy Czesi i Słowacy będą świętować 30-lecie niepodległości. Tylko czy na pewno będzie to okazja do świętowania? Do wspomnień i refleksji – z pewnością. Atmosfera towarzysząca 20 rocznicy podziału Czechosłowacji, czyli 1 stycznia 2013 roku, wskazuje jednak na ważną rzecz – stosunek do wspólnego państwa wciąż nie jest jednoznaczny.




Okrągła rocznica niepodległości w każdym innym przypadku byłaby okazją do wielkiego świętowania. Jednak u naszych sąsiadów Czechów 20-lecie niezależnego państwa wcale nie stało się okazją do radości.

Trochę bardziej tę rocznicę zauważono na Słowacji, jednak była to bardziej okazja do wspomnień i analiz, a nie do świętowania. Może dlatego, że 1 stycznia 1993 roku większość Czechów i Słowaków wcale nie chciała rozwodu – ludzie przeważnie uznawali Czechosłowację za swoją ojczyznę i udany projekt. Na Słowacji co prawda rósł w siłę ruch niepodległościowy, ale zwolennicy podziału państwa byli zdecydowanie w mniejszości.

Równocześnie jednak po upadku komunizmu i uwidocznieniu się diametralnych różnic interesów między obiema republikami w obu społeczeństwach narastało przekonanie, że prędzej czy później rozwód będzie musiał nastąpić. Słowacki prawicowy polityk i były dysydent Jan Czarnogórski wysunął wtedy pomysł, by na razie państwo przekształcić w konfederację i rozdzielić się dopiero w momencie wstąpienia Konfederacji Czech i Słowacji do Unii Europejskiej, co zapobiegłoby negatywnym skutkom podziału. Większość społeczeństwa skłaniała się właśnie do tego typu idei. Rosło przekonanie o tym, że formuła wspólnego państwa powoli się wyczerpuje, ale z drugiej strony Czechy i Słowacja nie są jeszcze (mowa o latach 1990-92) gotowe do samodzielności, więc na razie lepiej poczekać i nie ryzykować.

Decyzja o „aksamitnym rozwodzie”, która zapadła w lecie 1992 roku, była w tej sytuacji dla większości społeczeństwa zaskoczeniem, żeby nie powiedzieć szokiem. Obaj liderzy: słowacki premier Vladimir Mecziar i premier Czech Vaclav Klaus, szli bowiem do wyborów z hasłem zachowania federacji, przy równoczesnym wywalczeniu dla swojej republiki jak największej samodzielności i przywilejów. Gorącym zwolennikiem Czechosłowacji (wówczas już coraz częściej pisanej jako Czecho-Słowacja) był federalny prezydent Vaclav Havel. Jednak po wyborach w 1992 roku sytuacja polityczna była patowa: w Czechach zwyciężyli prozachodni liberałowie gospodarczy, a na Słowacji – ksenofobiczni, prorosyjscy nacjonaliści, których poglądy na gospodarkę były próbą poszukiwania trzeciej drogi między komunizmem a kapitalizmem. Czesi parli do reform i Unii, Słowacy również chcieli integracji z Zachodem, ale przy równoczesnej ścisłej współpracy z Rosją i bez bolesnych reform. Bez porozumienia czeskich liberałów i słowackich postkomunistycznych nacjonalistów stworzenie federalnego rządu było niemożliwe. I w tej sytuacji, po kilku miesiącach bezskutecznego poszukiwania porozumienia, obaj liderzy uznali, że jedynym wyjściem jest podział wspólnego państwa.

Rozwód nastąpił więc o kilkanaście lat wcześniej, niż wszyscy planowali i był nie tyle skutkiem dążeń narodowościowych Czechów i Słowaków, ale bieżącym manewrem politycznym. Początkowo geopolityczne drogi obu republik rzeczywiście poszły w przeciwnych kierunkach. Czechy poszły ostro na Zachód, a Słowacja, rządzona w autorytarny sposób przez Vladimira Mecziara, stowarzyszyła się z Rosją, Białorusią i Serbią Miliszevicia i popadła w międzynarodową izolację. Mecziar nawet wyraził chęć wstąpienia Słowacji do Związku Białorusi i Rosji, ale pomysł ten nie doszedł do skutku. Za to między Czechami a Słowacją zaczęły wyrastać zasieki i pojawiły się kontrole graniczne. A w miarę postępów Polski, Czech i Węgier w reformach i integracji euroatlantyckiej powoli zaczęło do wszystkich docierać, że Słowacja wypadnie poza nawias zjednoczonej Europy, a czesko-słowacka granica stanie się granicą zewnętrzną Unii Europejskiej i Strefy Schengen (podobnie miało się stać z granicą polsko-słowacką i węgiersko-słowacką). Pojawiła się nawet groźba, że Słowacy dla wjazdu do Czech i Polski będą potrzebować wiz – podobnie jak Ukraińcy czy Białorusini. Te wszystkie zagrożenia spowodowały otrzeźwienie wśród Słowaków, którzy w 1998 roku odsunęli autorytarnego Mecziara od władzy i rozpoczęli przyspieszone reformy, dzięki którym udało im się (w ostatniej chwili) dogonić sąsiadów i wejść do Unii w tym samym czasie, co Czechy, Polska i Węgry.

Dziś, gdy wskutek członkostwa w układzie Schengen między Czechami a Słowacją znów nie ma kontroli granicznych, życie zwykłych ludzi zaczęło znów przypominać to z czasów wspólnego państwa. Tym bardziej, że dzięki obecności obu krajów w UE pomiędzy nimi automatycznie nastały takie dobrodziejstwa, jak wspólny rynek, swoboda przemieszczania się, osiedlania, podejmowania pracy i studiów w sąsiednim kraju. A regulacje w tym zakresie istniejące pomiędzy Czechami a Słowacją są jeszcze bardziej liberalne, niż to wynika z samego członkostwa w Unii. Widać to chociażby na przykładzie gęstej siatki połączeń autobusowych i kolejowych między czeskimi a słowackimi miastami. Jest ona tak rozbudowana, jak połączenia krajowe, nawet cena biletów jest taka jak na trasy wewnętrzne, a nie międzynarodowe. Różnicę widać wyraźnie, jeśli porównamy połączenia między Czechami a Słowacją z ich niemal całkowitym brakiem pomiędzy Słowacją a Polską.

Obecnie jak i w czasach Czechosłowacji wielu Słowaków podejmuje pracę i studia w Pradze i Brnie, a mieszkając w Czechach, „imigranci” ze wschodu mówią w swoim języku i są doskonale zrozumiani. Chociaż to już powoli przestaje być tak oczywiste: o ile na Słowacji wciąż jest obecny język czeski (w telewizji, księgarniach, czasopismach) i wszyscy go świetnie rozumieją, to w drugą stronę to tak nie działa i młode pokolenie Czechów ma już problem ze zrozumieniem Słowaków. Dotyczy to zwłaszcza Pragi, gdzie ludzie mówią ze specyficznym akcentem i używają wielu slangowych słów, wskutek czego praski dialekt jest rzeczywiście niezrozumiały dla Polaka i niepodobny do języka słowackiego. Zupełnie inaczej jest na czeskim Śląsku i Morawach: tamtejsza forma języka czeskiego ma wiele słowackich zapożyczeń, podobną wymowę itp. Zresztą, te różnice są odczuwalne również dla nas: Polak nie znający języka czeskiego ani słowackiego dość dobrze zrozumie Słowaka, ale także mieszkańca Ostrawy, Śląska Cieszyńskiego, Brna czy Ołomuńca, ale już w Pradze prędzej się dogadamy np. po niemiecku, niż mówiąc każdy w swoim języku.

Gdyby historia potoczyła się inaczej i na Słowacji przetrwał autorytaryzm, dziś niemal wszyscy przeklinaliby podział tak udanego państwa, jakim była Czechosłowacja. Między Czechami a Słowacją pojawiłaby się „nowa żelazna kurtyna”, Czechy byłyby w Unii, a Słowacja stałaby się izolowaną od zachodniego świata „drugą Białorusią”. Na szczęście ten czarny scenariusz się nie ziścił. Dziś można spotkać się z opinią, że wraz ze wstąpieniem obu krajów do strefy Schengen, w 2007 roku nastąpiło de facto odnowienie Czecho-Słowacji, oczywiście nie formalne, ale jako rzeczywiste ścisłe partnerstwo obu niepodległych krajów, które razem są częścią wspólnego europejskiego rynku. Nie sposób zaprzeczyć, że obecnie wzajemne relacje Bratysławy i Pragi są wzorowe, o wiele lepsze, niż w czasach wspólnego państwa. Dla zwykłych ludzi nic się nie zmieniło – tak jak przed 20 laty mogą bez ograniczeń mieszkać, pracować czy studiować w sąsiednim kraju, z tą różnicą że teraz każde państwo żyje na własny rachunek. I dzięki temu znikły w końcu wzajemne animozje, które istniały w Czechosłowacji przez cały okres jej funkcjonowania.

Jakub Łoginow




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *