Felieton morski 4/2025. Dlaczego powinno wrócić Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, ale z siedzibą w Gdyni

Polski premier zapowiedział niedawno, że po wyborach prezydenckich dojdzie do rekonstrukcji rządu, polegającej na radykalnym zmniejszeniu liczby ministerstw. Argumentem ma być zmniejszenie biurokracji, a takie hasła podobają się społeczeństwu. Nie lubimy polityków, ministerstwa kojarzą się z ministrami, ministrowie są politykami, więc mniej ministerstw = mniej ministrów = mniej polityki. Jest dokładnie odwrotnie, a przywrócenie Ministerstwa Gospodarki Morskiej przyniesie całej branży jedynie korzyści, zwłaszcza gdy jego siedziba będzie w Trójmieście i będzie skorelowana z Urzędem Morskim.

Jest oczywiste, że na czele każdego ministerstwa stoi polityk – minister. Politykami są przeważnie (choć nie zawsze) również wiceministrowie, czasem także dyrektorzy departamentów. Jednak ministerstwa to przede wszystkim apolityczni urzędnicy i wysokiej klasy specjaliści, a praca w resorcie wcale nie wygląda tak, że o wszystkim decyduje minister czy nawet sekretarz lub podsekretarz stanu. Przeważająca większość spraw, obstawiam że 99%, toczy się w autonomiczny sposób, swoją pracę najlepiej jak potrafią wykonują pracownicy merytoryczni, należący do służby cywilnej – którzy wręcz mają zakaz angażowania się w politykę (przynajmniej w teorii). Niektórzy pracują w danym resorcie jeszcze od czasów Jerzego Buzka, przeżyli rządy Leszka Millera, Marka Belki, Kazimierza Marcinkiewicza, Jarosława Kaczyńskiego, pierwszego Tuska, Ewy Kopacz, Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego. Ministrowie najczęściej nie mają takich kompetencji ani czasu, by sami angażować się w dane sprawy, najczęściej po prostu bez czytania podpisują to, co przygotowali pracownicy merytoryczni. Wyznaczają podwładnym ogólne kierunki działania, ale całą pracę wykonują apolityczni specjaliści. Lepsi, gorsi – cieszmy się, że przy takich pensjach w ogóle ktoś tam pracuje.

Tak jest też w Ministerstwie Infrastruktury (MI), które ma pod swoją opieką gospodarkę morską i żeglugę śródlądową. Z doświadczenia wiem, że „ministerstwo właściwe do spraw transportu” należy do najbardziej apolitycznych i merytorycznych resortów – nie tylko w Polsce, ale też na Słowacji, w Czechach, Niemczech, Ukrainie i innych krajach. W transporcie, żegludze, gospodarce morskiej, infrastrukturze, mobilności aktywnej bardziej niż w innych obszarach (kultura, edukacja, praca, sprawy zagraniczne i sprawy społeczne) liczy się twarda wiedza, fakty, dane, normy techniczne, argumenty. Dlatego jako dziennikarz najbardziej lubię współpracę z takimi „technicznymi” resortami, zwłaszcza z zespołem prasowym słowackiego ministerstwa transportu.

Ze względu na moją pracę mam możliwość porównać, od środka, funkcjonowanie słowackiego Ministerstwa Transportu, które jest dobrze zorganizowane i działa sprawnie, z polskim Ministerstwem Infrastruktury. Słowaccy koledzy z ministerstwa pracują w komforcie, sprawy idą szybko, odpowiedź na każde zapytanie prasowe otrzymuję po 1-3 dniach, gdy tak nie jest, dostaję maila z przeprosinami, że będzie trochę później. Podobnie w Niemczech i niemieckich ministerstwach landowych. Nasz resort jest przykładem ministerstwa – molocha. Pracownicy merytoryczni MI są przeciążeni obowiązkami, fatalnie wynagradzani, chronicznie przemęczeni. To jedna z niewielu polskich instytucji, w której dziennikarze muszą czekać na odpowiedź na zapytanie prasowe aż 4 miesiące, bo takie są skutki upchnięcia ogromu zadań w jednym urzędzie. Mówię tu oczywiście o standardowych sytuacjach, nie o tych, gdy brak odpowiedzi wynika z niechęci wobec dziennikarza czy chęci ukrycia niewygodnej sprawy. W Ministerstwie Infrastruktury na odpowiedź czeka się 4 miesiące tak po prostu, bo takie są kolejki.

Ponarzekałem tu trochę na tę opieszałość, która poważnie utrudnia mi pracę jako dziennikarz, powoduje zrywanie wielu umówionych artykułów, wiele razy nie zarobiłem pieniędzy, bo nie napisałem na czas artykułu, bo Ministerstwo nie wysłało odpowiedzi. A mówimy tu o zawodzie dziennikarza, zatem i tak uprzywilejowanym. My dziennikarze przynajmniej możemy się na tę opieszałość poskarżyć i ją nagłośnić, tak jak tu. Cała reszta interesariuszy, również z branży morskiej, pokornie milczy. Wiele spraw z zakresu gospodarki morskiej miesiącami stoi w miejscu, tracimy na tym wszyscy, gospodarka Trójmiasta traci na tym miliony złotych z tytułu utraconych szans tylko dlatego, że jest kult „ograniczania biurokracji”, czyli de facto chronicznego przepracowania i skandalicznie niskich pensji w ministerstwach czy urzędach morskich. Pracownicy Ministerstwa Infrastruktury i urzędów morskich powinni raczej dostać solidną podwyżkę, w MI powinny powstać osobne departamenty (np. departament autobusowy, żeglugi śródlądowej, morskiego offshore) – zamiast dalszej redukcji zatrudnienia pod ładnie brzmiącym pretekstem „ograniczania biurokracji”.

Co zatem proponuję? Podział Ministerstwa Infrastruktury na co najmniej trzy osobne resorty. Ministerstwo Transportu Publicznego – jest konieczne, by przeprowadzić dawno potrzebną, ogromnie trudną i wymagającą reformę, z którą duże MI jako moloch sobie nie radzi. Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej – ale z siedzibą na Wybrzeżu. Proponuję Gdynię, ale może to być też Gdańsk, Sopot, Szczecin, do dyskusji. Ministerstwo Przemysłu mamy na Śląsku, więc precedens już jest, a nadmorska lokalizacja morskiego ministerstwa jest jeszcze bardziej naturalna, niż Katowice jako siedziba resortu przemysłu. I całą resztą zajmowałoby się odchudzone Ministerstwo Infrastruktury, które mogłoby się lepiej skupić na transporcie drogowym czy rurociągach.

Ale czy gospodarka morska nie jest za mała na osobne ministerstwo? Tak można było myśleć jeszcze kilka lat temu, ale nie dziś. Czasy się zmieniły po rosyjskiej inwazji i musimy nareszcie to dostrzec.

Gospodarkę morską niesłusznie utożsamiamy „jedynie” z transportem morskim i portami. Piszę „jedynie” w cudzysłowie, bo transport morski i porty są ogromnie ważne – ale gospodarka morska jest o wiele szersza. I nie mam tu na myśli rybołówstwa morskiego czy turystyki morskiej. Jeszcze kilka lat temu ropę i gaz sprowadzaliśmy lądowymi rurociągami (z Rosji, ale nie tylko), energetykę opieraliśmy na polskim węglu ze Śląska, prąd produkowaliśmy na lądzie. To jest już przeszłość, teraz całe państwo polskie, polska gospodarka, bezpieczeństwo energetyczne „wisi” na morzu – a nie na Śląsku i rurociągach z Rosji.

Mają Państwo gaz w swojej kuchence? Proszę bardzo, sprowadzamy go drogą morską przez gazoport w Świnoujściu. Tankują Państwo swój samochód na stacji benzynowej lub jeżdżą Państwo autobusem spalinowym? To dlatego, że ropa jest sprowadzana statkami do Gdańska i przerabiana na benzynę m.in. w nadmorskiej rafinerii. W Warszawie, Małopolsce i na Śląsku powstają drogi rowerowe z nawierzchni bitumicznej, po której jeździmy sobie na rowerze i na rolkach? Asfalt pochodzi z rafinacji ropy, którą sprowadzamy drogą morską. To może węgiel, którym wciąż przecież wielu z nas pali w piecach i który wciąż wykorzystujemy w elektrowniach? Kryzys z początku 2022 pokazał, że węgiel również sprowadzamy drogą morską. Ktoś powie: ale co tam paliwa kopalne, węgiel, ropa i gaz to przeżytek, trzeba stawiać na elektryfikację. Proszę bardzo. Co zapewni nam prąd w gniazdku? Morskie farmy wiatrowe i elektrownia atomowa. Która powstaje nad morzem, będzie chłodzona wodą morską, a części do jej budowy będą transportowane statkami. A co z rolnictwem, bezpieczeństwem żywnościowym, cenami w sklepach? Ukraińskie zboże zalało na przełomie lat 2023/24 roku polski rynek, co spowodowało ogromne protesty rolnicze. Dlaczego? Bo polskie porty morskie okazały się być nieprzygotowane do wyeksportowania tego zboża. Znów gospodarka morska. To może bezpieczeństwo i wojna u naszych granic? Słusznie boimy się zagrożenia ze strony Rosji. Ale gdzie jest ta Rosja? Szukamy jej gdzieś na wschodzie, za Ukrainą i Białorusią. Nie, nie nie – Rosja jest u nas nad morzem, 120 km od Gdańska, graniczymy z nią na plaży koło Krynicy Morskiej, a nie koło Przemyśla i Chełma. A najważniejszym obszarem konfrontacji Rosji z NATO i UE jest co? Bałtyk, gdzie już dziś dochodzi do licznych dywersji.

Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej odpowiadałoby za całość polskich obszarów morskich, czyli morskich wód wewnętrznych, morza terytorialnego i wyłącznej strefy ekonomicznej. Powierzchnia polskich obszarów morskich wynosi 32 878 km², czyli tylko trochę mniej, niż powierzchnia Słowacji, wynosząca 49 035 km². Jeszcze jakiś argument, żeby tym ogromnym obszarem o tak wielkim znaczeniu strategicznym dla Polski nie miało zarządzać osobne ministerstwo, a jedynie jakiś tam departamencik w Ministerstwie Infrastruktury, dzielący zresztą morze z żeglugą śródlądową?

No właśnie, jest jeszcze żegluga śródlądowa, którą też trzeba się zająć, ale nad tym będę się pastwić później. Czyli co, na całe 38-milionowe państwo jednak departamencik i dwa pokoiki na Chałubińskiego w Warszawie z pensją 7000 zł na rękę dla dobrego specjalisty przy ogromnych kosztach życia w stolicy, dla osób od których zależy całe nasze bezpieczeństwo, energetyka, dobrobyt?

A dlaczego siedziba w Gdyni? Czy nie lepiej, żeby wszystkie ministerstwa były w stolicy? Już sobie powiedzieliśmy o tym, że Ministerstwo – to nie jest to samo, co minister. W Gdyni byłaby siedziba merytoryczna resortu, gdzie pracowaliby apolityczni, mam nadzieję że doskonale wynagradzani pracownicy, wysokiej klasy specjaliści, absolwenci Uniwersytetu Morskiego, Politechniki Morskiej, Politechniki Gdańskiej, Uniwersytetu Gdańskiego, Akademii Marynarki Wojennej i innych uczelni. Ludzie związani z morzem, którzy niekoniecznie chcieliby się przeprowadzać do Warszawy. Gabinet ministra i wiceministrów mieściłby się zarówno w gdyńskiej siedzibie, jak i w stolicy, gdzie funkcjonowałby wydział zamiejscowy. Warszawskie biuro zamiejscowe Ministerstwa Gospodarki Morskiej funkcjonowałoby w gmachu na Chałubińskiego, w korytarzach Ministerstwa Infrastruktury. Mogliby tam pracować obecni pracownicy departamentu morsko-rzecznego MI, bo nie chodzi o to, by ludzi z Warszawy zmuszać do przeprowadzki do Gdyni. Minister mógłby nawet spędzać w Warszawie większość czasu, to nie jest problemem. Podróż Pendolino z Warszawy do Gdyni trwa 2,5 godziny, a szef resortu i tak nie jest na bieżąco do dyspozycji swoich pracowników, to tak nie działa. Ważne, że na miejscu będzie pani sekretarka, która ogarnie wszystkie spotkania i korespondencję, a mamy przecież XXI wiek i połączenia zdalne.

Aktualnie w Gdyni powstaje nowe Śródmieście w sąsiedztwie Sea Towers i Urzędu Morskiego, a wkrótce ma się rozpocząć budowa Międzytorza. Ambicją polskiej branży morskiej powinien być postulat, by gdzieś w tym rejonie wyrósł również biurowiec polskiej administracji morskiej. Nowa, ciekawa architektonicznie, przyjazna pracownikom i gościom siedziba Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, być może również nowa siedziba Urzędu Morskiego. Wraz z nową, przejrzystą, atrakcyjną ścieżką kariery między urzędem morskim a ministerstwem. Awans oznaczający przeniesienie się z 3 na 7 piętro morskiego biurowca, a nie przeprowadzka do Warszawy i całkowita zmiana życia, nie do zaakceptowania dla wielu rodzin. Swoją drogą, pensje w urzędach morskich można byłoby podnieść już teraz, ci ludzie na to zasługują. To nie są „wredni biurokraci”, których trzeba ciąć, takie oszczędności są bez sensu, szkodliwe dla nas wszystkich.

Polskie obszary morskie są niewiele mniejsze od powierzchni Słowacji, cała polska energetyka i bezpieczeństwo wisi na morzu, z morzem związany jest nasz handel zagraniczny i PKB, od morza zależy nasz dobrobyt i przetrwanie. Po rosyjskiej inwazji to nie są już tylko piękne slogany, tu już nie ma żartów. Tak ważny obszar zasługuje na poważne traktowanie i silny merytorycznie urząd, będący atrakcyjnym pracodawcą w Trójmieście. Departamencik morsko-rzeczny w dalekiej Warszawie ze śmiesznie niskimi pensjami niestety nie spełnia tego zadania. Braków w dobrym zarządzaniu nie możemy wiecznie łatać poczuciem misji urzędników, którzy pracują w stolicy za pensje, za których pracownicy warszawskich korpo nawet nie wstaliby z łóżka.

Jakub Łoginow

Bądź na bieżąco z felietonami morskimi dołączając lub obserwując moje kanały w mediach społecznościowych:

Jakub Łoginow | LinkedIn

@jakubloginow.bsky.social on Bluesky

Kuba Łoginow (@KubaLoginow) / X

Port Europa Trójmiasto – Facebook

(5) Grupa Port Europa Trójmiasto | Facebook