JOW-y po ukraińsku: korupcja, oligarchia, biznes

Paweł Kukiz propagując ideę okręgów jednomandatowych zawsze podaje przykład Wielkiej Brytanii. A co, jeśli popatrzymy na doświadczenie najbliższego nam kraju, który wybiera parlamentarzystów w takim systemie – czyli na Ukrainę?




Tam wybory parlamentarne są prowadzone w systemie mieszanym – 50% mandatów jest rozdawanych w okręgach jednomandatowych, a 50% z list partyjnych. Ten system, zlikwidowany po pomarańczowej rewolucji, wrócił za czasów Janukowycza. Dziś, jednym z głównych postulatów demokratycznych działaczy na Ukrainie jest likwidacja tego systemu i zamiana go na w pełni proporcjonalny. Okręgi jednomandatowe uważa się za jedno z najgorszych obciążeń dla demokratyzacji ukraińskiej polityki umożliwiające silniejszy wpływ wielkiego biznesu na politykę, a także będące źródłem korupcji.

Korupcjogenność

Sama ukraińska nazwa dla JOW-ów: „mażorytarni okruhy” przywodzi na myśl słowo „mażor” czyli bogacz, magnat, ignorujący prawo zamożny cwaniak. To im najprościej dostać się do parlamentu w jednomandatowych okręgach. Wystarczy wysokie finansowe zaangażowanie na małym terytorium okręgu (w reklamę, pokazowe inwestycje np. w plac zabaw, a przede wszystkim wyborczą korupcję: rozdawanie ubogim ludziom produktów żywnościowych, przekupstwa drobnymi sumami). W takim wypadku w parlamencie może wylądować np. Serhij Kiwałow (główny fałszerz wyborów z 2004) czy Serhij Kliujew (biznesmen z janukowyczowskich kręgów). Osoby te dawno zostałyby odesłane na emeryturę (a być może zostaną odesłane do więzień!) ale udało im się jeszcze zdobyć immunitet dzięki drobnym machinacjom wyborczym. A propos nich – to w okręgach jednomandatowych odbywają się właściwe fałszerstwa: o ile sfałszowanie choćby 1% głosów w ogólnokrajowych wyborach jest działaniem piekielnie skomplikowanym, o tyle sfałszowanie kilkuset głosów, których brakuje w okręgu jednomandatowym jest banalne. Wystarczy – tak, jak działo się to na Ukrainie w 2012 i 2014 roku – spowodować unieważnienie głosowania na kilku dzielnicach, gdzie było ono niekorzystne. I chociaż np. w 2012 roku ogólny przebieg wyborów w całym kraju był czysty, co potwierdzało OBWE, to dzięki minimalnym fałszerstwom w JOW-ach kilkanaście mandatów trafiło w 2012 r. bezprawnie w ręce Partii Regionów.

Niereprezentatywność, dyktatura

To właśnie jest główny problem związany z JOW-ami na Ukrainie. System, w momencie istnienia antypartyjnych nastrojów, pozwala wprowadzić osoby bogate (jak opisałem wyżej) i pozycjonujące się jako niezależne. Po pierwsze, mogą to być osoby związane ze skompromitowaną partią, które, wchodzą do parlamentu pod przykrywką „niezależności”. Po drugie, mogą to być osoby rzeczywiście niezależne, które po wyborach szukając korzyści lgną do najmocniejszego. Biznesmen, który faktycznie kupi sobie mandat (czy to legalnie dzięki reklamie, czy to w wyniku korupcji) obiecuje swoje poparcie większości parlamentarnej, otrzymując w wyniku tego bezpośrednie korzyści majątkowe. Taki system tworzy dalsze możliwości dla powstawania korupcji w parlamencie. Właśnie dzięki temu koalicję parlamentarną stworzył Janukowycz. Co najmniej 20 deputowanych w wyborach 2012 roku, było teoretycznie „bezpartyjnymi”, a faktycznie byli to członkowie Partii Regionów i ich rodzin. Kolejnych kilkunastu deputowanych zostało do koalicji dokupionych: obietnicami, bądź łapówkami. W 2014 te złe tendencje złagodniały, jednak mimo wszystko do koalicji w ten sposób dostało się kilka osób o niepewnej reputacji. W obu jednak przypadkach zyskiwał najmocniejszy – ale nie ten, który miał największe poparcie wyborców. W 2012 Partia Regionów w wyborach proporcjonalnych otrzymałaby 144 mandaty, zamiast ponad 200. W 2014 roku dużo słabszą pozycję miałby Blok Petra Poroszenki, większe znaczenie miałaby demokratyczna Samopomoc i premierski Ludowy Front. Wielkie bonusy zbiera więc lider, który może dużo obiecać i wziąć w garść różne środowiska. Dzięki temu umacnia się wodzowski system w polityce, ale wśród strat są interesy państwa, które trzeba poświęcić na rzecz tego czy innego biznesmena lub oligarchy.

A co z Polską?

Można odpowiedzieć, że dla Polski te zagrożenia są nieistotne – wyborcza korupcja nam nie grozi ze względu na silną kontrolę społeczną, nie mamy też oligarchów. Jednakże, wydaje się, że po wprowadzeniu jednomandatowych okręgów zjawiska te pojawią się u nas w mniejszej skali. Szczególnie niebezpieczna jest groźba zwiększenia wpływu środowisk biznesowych na politykę. Dużo mniejsza będzie wówczas szansa wchodzenia do parlamentu nowych ugrupowań politycznych (będą to najwyżej pojedynczy posłowie). W polskim parlamencie przy JOW-ach nie znajdzie się żadne nowe ugrupowanie oprócz PIS i PO oraz paru osobowości (dostanie się np. Janusz Palikot, Anna Grodzka, Paweł Kukiz i Korwin-Mikke, ale nie ich ugrupowania). W wyniku tego powstanie scena polityczna składająca się z dwóch silnych frakcji i drobnicy, parlamentarnego folkloru.

Dziś najbardziej progresywni działacze na Ukrainie chcą zwalczyć JOW-y. Czy więc my powinniśmy bez zastanowienia wprowadzać je u siebie?

Maciej Piotrowski

Tekst z 2015 roku




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *