Kijów – blask złotych kopuł nad ogromną rzeką

Kijów to miasto niesamowitych kontrastów. Bogactwo sąsiaduje tu z biedą, dynamiczny rozwój – z niezmąconą upływem czasu prawosławną tradycją, a zgiełk trzymilionowej metropolii – z ciszą i spokojem naddnieprzańskich uroczysk i tajemniczych jarów.




Kiedy przychodzi świt, masywne pociągi powoli wtaczają się na perony kijowskiego dworca. Zgrzyt otwieranych z trudem stalowych drzwi, tłum spieszących się pasażerów, każdy kogoś szuka. Wielki dworzec „Kijów – pasażerski” – to postmodernistyczny pałac, zbudowany z ogromnym rozmachem i elegancją. Szok dla turystów z Zachodu, spodziewających się zobaczyć miasto biedne i zapyziałe. A oto przed naszymi oczami ukazuje się dynamiczna i schludna metropolia. Poranne niebo rozświetlają różnobarwne neony i migające zewsząd światła okolicznych wieżowców. Na horyzoncie – las obracających się powoli dźwigów, przesłaniających szkielety nowych budynków. Gdy przyjedziemy tu za rok, Kijów nie będzie już ten sam – stolica zmienia się dosłownie na naszych oczach.

W poniedziałkowy poranek miasto od dawna jest już na nogach. Niby tak wcześnie, jeszcze ciemno, a tu ni stąd, ni zowąd gęstnieje tłum spieszących do pracy ludzi. Niektórzy idą jakoś tak bardziej doniośle, pewni siebie, ze skórzanymi teczkami, elegancko ubrani. To średniej klasy biznesmeni i menedżerowie, powracający z delegacji lub z domu rodzinnego w dalekim Lwowie, Chmielnickim lub Zaporożu.

Spośród czterech milionów mieszkańców stołecznej aglomeracji, około półtora miliona stanowią przyjezdni. To oni nadają ton ukraińskiej stolicy. Ich pośpiech i lakoniczność udzielają się wszystkim, również turystom. W Kijowie każda godzina jest cenna – trzeba przecież zarobić na drakońsko wysokie opłaty, na utrzymanie i rozrywki. A jeszcze odłożyć coś dla siebie i wysłać rodzinie, która na prowincji nie ma szans na godziwe życie. Pracując ponad siły można spokojnie zarobić kwoty dużo wyższe niż w Warszawie, ale w Kijowie nie jest to dużo – samo wynajęcie kawalerki na obrzeżach metropolii kosztuje ogromne pieniądze, a ceny nieruchomości, mimo zawirowań geopolitycznych i budowy nowych wieżowców mieszkalnych, wciąż rosną.

Kilkadziesiąt metrów dalej, przy wyjściu z dworca podmiejskiego, do tłumu dołączają owinięte chustkami staruszki, niosące ogromne torby z towarem. To mieszkanki biednych wsi i miasteczek, dla których Kijów również jest symbolem lepszego życia. Na stołecznych bazarach sprzedają za grosze to, co udało im się wyhodować w niewielkich, przydomowych ogródkach. – Pielmieni, sosyska w tisti, czeburiaki, kukurudza – starsze panie energicznie zachęcają do skosztowania dań wiejskiego fast-foodu i żwawo popychają ciężkie wózki-kuchenki.

Tymczasem zaledwie pięć kilometrów stąd nie ma nawet śladu wielkomiejskiego zgiełku. Promienie porannego słońca leniwie odbijają się od lazurowych, falujących wód Dniepru i złotych kopuł Ławry Kijowsko-Peczerskiej. Rybacy rozkładają swój sprzęt na piaszczystych plażach Hydroparku i Truchanowej Wyspy. Kilku „morsów” kąpie się w chłodnych wodach Dniepru, obok portu rzecznego przepływa niewielka żaglówka. Błogą ciszę przerywają dopiero przejeżdżające przez most wagony metra, które w chwilę później giną w ciemnym tunelu. Wystraszone łabędzie odlatują w stronę pobliskiej zalesionej wyspy, mącąc błękitną wodę zatoki.

Kijów od zawsze związany był z tą wielką, tajemniczą rzeką. Poprzecinane niezliczonymi jarami, górujące nad rozlewiskiem Dniepru wzgórza, okazały się idealnym miejscem na założenie osady. Nie brakowało tu zwierzyny, grzybów i jagód, gdyż średniowieczny Kijów leżał na skraju ogromnej poleskiej puszczy. Rzeka dostarczała ryb, odgradzała od nieprzyjaciół i służyła jako trakt komunikacyjny, łączący stolicę Rusi ze światem.

Według legendy, Kijów założyli trzej bracia: Kyj, Szczek i Choryw, wraz z siostrą o imieniu Łybid’. Pisze o tym średniowieczny kronikarz Nestor w „Powieści minionych lat” – jednym z najstarszych zabytków ukraińskiej literatury. „Siedział Kyj na górze, gdzie teraz jest podjazd Borycziw, a Szczek siedział na górze, jaka teraz nazywa się Szczekawicą, a Choryw – na trzeciej górze, którą nazwano na jego cześć Chorywycą. I zbudowali gród, i nazwali go na cześć starszego brata – Kyjiw… Był wkoło miasta tego las i bór ogromny, i łowili tam zwierzynę. I byli ci mężowie mądrzy i zaradni, i nazywali się oni Polanami – od nich Polanie i do dzisiaj w Kijowie”. Dla ścisłości należy dodać, że naddnieprzańskie plemię Polan nie ma nic wspólnego z Polanami wielkopolskimi, choć w przeszłości istniała teoria łącząca oba te ludy.

Historyczne centrum Kijowa stanowią trzy odrębne miasta, które w późnym średniowieczu zrosły się w jeden miejski organizm. Są to: Peczersk, Podił i Górne Miasto. Ostatnie z wymienionych – to średniowieczne centrum polityczne Rusi, siedziba książąt i dworskiej świty. Niestety, z książęcych czasów zachowało się niewiele zabytków. Najważniejszymi świadectwami dawnej świetności są imponujące cerkwie: Sofija Kijowska, Mychajliwski Sobor i górująca nad Podołem cerkiew świętego Andrija. Spoglądając na niesamowity kunszt Mychajliwskiego Soboru aż trudno uwierzyć, że ten zabytek ma… raptem niecałe trzydzieści lat. Jak i wiele innych „nie pasujących” do socrealizmu obiektów, cerkiew zburzono na polecenie Stalina i odbudowano dopiero po odzyskaniu przez Ukrainę niepodległości.

Gdy staniemy na skraju naddnieprzańskiego wzgórza, naszym oczom ukaże się charakterystyczna, rozłożona na nadrzecznej równinie dzielnica. To średniowieczny Podił, dawne miasto handlowe. Jego położenie – w pobliżu Dniepru, na przecięciu szlaków handlowych, sprzyjało rozwojowi międzynarodowego handlu. Ale z drugiej strony, brak fortyfikacji obronnych narażał Podił na najazdy i zniszczenia. To bogate miasto zbudowano na zachodnioeuropejską modłę, wzorując się na prawie magdeburskim. W centrum – duży rynek (Kontraktowa Płoszcza), pośrodku – coś na kształt krakowskich sukiennic. Odchodzące prostopadle od placu wąskie uliczki i szerokie aleje układają się w szachownicę. Plac Kontraktowy nazywa się tak od odbywających się na nim w średniowieczu jarmarków, czyli kontraktów. W pobliżu znajduje się warte odwiedzenia Muzeum Czarnobyla oraz Akademia Kyjewo-Mohylańska – „ukraiński Oksford”, którego dyplom gwarantuje świetną pracę na Ukrainie i poza jej granicami.

Podił łączy z Górnym Miastem malownicza, kręta uliczka – Andrijiwski Uzwiz (Zjazd św. Andrija, czyli Andrzeja). To niewątpliwie najpiękniejszy zakątek ukraińskiej stolicy, nazywany często „kijowską Pragą”. Znajdują się tu najbardziej klimatyczne knajpki i galerie, ciekawe muzea – dom Bułhakowa i Muzeum Jednej Ulicy, prywatny teatr i wiele innych obiektów kultury. Wśród przechodniów często więcej jest zamożnych obcokrajowców, niż Ukraińców. Andrijiwski Uzwiz – to miejsce obowiązkowe do odwiedzenia dla każdego, kto wybiera się do stolicy Ukrainy.

Jakże inny od Podołu i okolic Andrijiwskiego Uzwozu jest Peczersk. Ta położona na innym ogromnym wzgórzu dzielnica stanowi centrum polityczne współczesnej Ukrainy. W niewielkiej odległości od siebie znajdują się tu monumentalne budynki Rady Najwyższej, rządu, Sekretariatu Prezydenta i Narodowego Banku Ukrainy. Wokół kręcą się ubrani w eleganckie garnitury politycy i ich biznesowi sponsorzy. Nigdzie nie spotkamy większego skupiska najdroższych samochodów, jak właśnie tam.

Elegancka zabudowa Peczerska sąsiaduje ze wspaniałymi parkami – Marijiwskym, Chreszczatym, a także z naddnieprzańskim uroczyskiem, w którym można znaleźć spokój od wielkomiejskiego zgiełku. Na jedno z naddnieprzańskich wzniesień można wyjechać kolejką linowo-szynową (funikuler) podobną do tej z zakopiańskiej Gubałówki czy gdyńskiej Kamiennej Góry. Pośród lasu, na nadrzecznych stokach, rozłożyła się Ławra Kijowsko-Peczerska – zespół wczesnośredniowiecznych klasztorów, pokrytych charakterystycznymi złotymi kopułami. Miejsce na skroś mistyczne. Niesamowite wrażenie robi zwłaszcza spacer po tutejszych wąskich i krętych pieczarach, w których we wczesnym średniowieczu chowano mnichów. Ich zmumifikowane ciała wystawione są na widok publiczny – jest to więc przechadzka dla osób o silnych nerwach. Jedynym oświetleniem jest cienka woskowa świeca, a całą podróż należy odbyć w absolutnej ciszy i skupieniu.

Kijów ma również inne oblicze – socrealistyczne. Taki charakter ma centralna ulica miasta – Chreszczatyk oraz położony w jej pobliżu, słynny skądinąd Majdan Niezależności. Masywne socrealistyczne gmachy, wśród nich – ukraińska wersja „pałacu kultury”, również mają swój urok. Tak jak i monumentalne radzieckie pomniki – gigantyczny posąg „matki-ojczyzny” na naddnieprzańskich wzgórzach oraz Łuk Przyjaźni Ukraińsko-Rosyjskiej, także posadowiony nad Dnieprem, w przedłużeniu Chreszczatyka. Te radzieckie obiekty pozostały po 1991 roku na swoich miejscach i wpisały się w krajobraz miasta, ale kijowianie traktują je z przymrużeniem oka. „Matka-Ojczyzna” nazywana jest z przekąsem „wredną babą”, a Łuk Przyjaźni, z racji swego kształtu i pierwotnego znaczenia – „jarzmem”. Ustawione jako pomniki czołgi z czasów II wojny światowej, symbolizujące powagę i potęgę radzieckiego imperium, pomalowano w kolorowe kwiatki.

Jednak największym paradoksem historii jest to, że na najbardziej socrealistycznym placu i ulicy Kijowa odbyły się trzy antyradzieckie rewolucje – ta z 1990 roku, która przyniosła Ukrainie niepodległość, Pomarańczowa z 2004 roku oraz Euromajdan z przełomu lat 2013/14. Plac Lenina, przemianowany w latach dziewięćdziesiątych na Majdan Niezależności, jest najlepszym przykładem historycznych zmian, które zachodzą w ukraińskiej stolicy i całym kraju.

Jakub Łoginow




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *