Niedawno na łamach portalu „Port Europa” pisaliśmy o propozycji słowackiego Ministerstwa Transportu, by uruchomić bezpośrednie pociągi Kraków – Koszyce – Budapeszt. Początkowo miałyby jeździć trzy razy dziennie, docelowo co dwie godziny, czas przejazdu z Krakowa do Koszyc to zaledwie pięć godzin, projekt popiera strona węgierska. Zapytany o przyczynę odmowy rzecznik Ministerstwa Infrastruktury uzasadnia to tym, że na resort zgodzi się na ten pociąg dopiero po zbudowaniu magistrali Podłęże – Piekiełko, wówczas zamiast pięciu godzin czas przejazdu do Koszyc zajmie zaledwie trzy godziny. Problem w tym, że ze względu na problemy z praworządnością i wstrzymanie dotacji unijnych, linia Podłęże-Piekiełko najprawdopodobniej nigdy nie powstanie, a propozycja Słowaków i Węgrów jest tu i teraz i moglibyśmy z niej korzystać już w grudniu przyszłego roku. W najlepszym wypadku, czyli dymisji Ziobry i przywróceniu unijnych funduszy linia Podłęże – Piekiełko powstanie dopiero w roku 2030, kiedy nie tylko PiS nie będzie już rządzić, ale być może nie będzie też istnieć Platforma Obywatelska, a świat będzie wyglądać zupełnie inaczej.
– Otwarcie linii kolejowej Kraków-Nowy Sącz-Muszyna dla przewozów dalekobieżnych do Koszyc ze skomunikowaniem do Budapesztu będzie możliwe po poprawie stanu infrastruktury na tej trasie oraz po oddaniu do eksploatacji nowej linii kolejowej na odcinku Podłęże-Szczyrzyc-Tymbark/Mszana Dolna, która ułatwi połączenie z Tatrami i Beskidami, usprawni połączenia w relacji Kraków-Muszyna przez Nowy Sącz i znacznie skróci czas przejazdu w porównaniu z połączeniem przez Tarnów. Wówczas będą mogły być opracowane rozwiązania dot. rozkładu jazdy pociągów dla połączeń przez Muszynę na Słowację i dalej – informuje Port Europa Szymon Huptyś, rzecznik Ministerstwa Infrastruktury.
Zwlekanie z otwarciem połączenia do czasu wybudowania nowej magistrali być może byłoby uzasadnione, gdyby miało to nastąpić za rok czy dwa, tak jak to planowano w 2016 roku. Przypomnijmy, gdy minister Andrzej Adamczyk przystąpił w 2016 roku do projektu Podłęże-Piekiełko, planowana data przejazdu pierwszych pociągów była „za osiem lat”, czyli w 2024 roku. W roku 2019, po trzech latach przygotowań, horyzont czasowy się nie zmienił: nadal było „za osiem lat” od tamtego momentu, z tym że czas otwarcia przesunął się na rok 2027. Dziś mamy rok 2022, nie wbito nawet pierwszej łopaty, a obecnie mówi się o roku 2030 jako o realnym terminie oddania nowej magistrali do użytku.
Zbudowanie nowej magistrali będzie oznaczać prawdziwą rewolucję i miejmy nadzieję, że rzeczywiście do tego momentu dożyjemy. Świat jednak nie stoi w miejscu, a w oczekiwaniu na Podłęże-Piekiełko ludzie zdążyli się już zestarzeć, stracić młodość, niektórzy już umrzeć. Pozbawianie ludzi pociągów i autobusów tu i teraz, gdy żyjemy i jesteśmy młodzi, argumentując to mglistą wizją odległej przyszłości która może nie nastąpić, jest bardzo słabą wymówką. Tym bardziej, że każdy rok bez połączeń transgranicznych pogłębia wykluczenie transportowe i dokonuje nieodwracalnych spustoszeń w relacjach polsko-słowackich. Regularne pociągi Kraków – Koszyce – Budapeszt przestały kursować w 2010 roku, oficjalnie „na chwilę”, bo powódź zniszczyła most kolejowy na rzece Poprad. Most odbudowano, a pociągi nie wróciły do dziś. W efekcie wyrasta już całe dorosłe pokolenie mieszkańców Sądeccyzny i Tarnowa, które nie ma jak dojechać na Słowację inaczej, niż własnym autem. Jeżeli na poważnie mówimy o zmianach klimatycznych i potrzebie ich przeciwdziałania poprzez odejście od „samochodozy” na rzecz transportu publicznego, tego typu sytuacja ma fatalne i nieodwracalne skutki, a słowacka propozycja przyszła w samą porę i nie należy zwlekać z jej realizacją.
„Argumentum ad Podłęże-Piekiełko” nie po raz pierwszy zresztą prowadzi do storpedowania cennych inicjatyw w zakresie transgranicznego transportu publicznego. W latach 2016-2018 w identyczny sposób torpedowane były starania o uruchomienie transgranicznych autobusów Zakopane – Podbańskie i Kuźnice – Oravice – Zverovka. „Teraz powinniśmy się skupić na linii Podłęże-Piekiełko, a gdy już powstanie, wtedy zajmiemy się transportem lokalnym na Podhalu i autobusami transgranicznymi” – argumentowali niektórzy aktywiści i eksperci. Magistrali Podłęże-Piekiełko jak nie było, tak nie ma, niektórzy w oczekiwaniu na autobusy transgraniczne zdążyli się już zestarzeć i umrzeć, a połączenia te już dawno mogły funkcjonować, niezależnie od realizacji tej skądinąd potrzebnej magistrali.
Wymówka „pociąg – tak, ale dopiero po modernizacji” to zresztą bardzo sprytny zabieg, często stosowany na polskiej kolei. Tak jest najłatwiej, bo modernizacja nastąpi za dwie-trzy kadencje, a tu i teraz rządzący nie muszą brać odpowiedzialności za bieżące funkcjonowanie przewozów. Eksperci od lat zwracają uwagę na patologię polskiej kolei, polegającej na przepalaniu miliardów na modernizacje infrastruktury, po której później nie jeżdżą żadne pociągi lub kursuje wyłącznie „oferta-alibi”. Tak jest właśnie w tym przypadku.
Jakub Łoginow