Nie ma drugiego kraju w sąsiedztwie Polski, o którym tak często informowałyby media, a który byłby zarazem tak rzadko odwiedzany przez Polaków. Białoruś nie jest tak atrakcyjnym turystycznie krajem, jak chociażby sąsiednia Ukraina czy Słowacja. Nie ma tu gór, morza, ani miast tej klasy, co Lwów czy Budapeszt, a obowiązek posiadania wizy i liczne ograniczenia wobec obcokrajowców dodatkowo zniechęcają do wyjazdu. A jednak mimo wszystko warto pomyśleć o wycieczce do Mińska, nawet mimo obostrzeń związanych z obowiązkiem wizowym. Chociaż w obecnych realiach jest to dość karkołomne.
Miasto bez zabytków, ale z charakterem
Mimo iż najwięcej zabytków znajduje się w Grodnie i generalnie na zachodzie kraju, to z różnych względów poznawanie Białorusi można też zacząć od Mińska. Choćby dlatego, że nie da się poznać i zrozumieć współczesnej Białorusi, nie odwiedzając jej stolicy. Niestety, ta dwumilionowa metropolia podzieliła podczas II wojny światowej losy Warszawy i była doszczętnie zniszczona, wskutek czego dziś prawie nie ma tu zabytków – dlatego w odróżnieniu od Kijowa czy Wilna Mińsk nigdy nie będzie turystycznym hitem.
Ze starego Mińska zachowały się tylko dwa zabytkowe kwartały, ale nawet one są mocno przekształcone i nie w pełni oddają autentyzm przedwojennego miasta. Mowa o Troickim Przedmieściu oraz Wierchnim Horadzie (Górnym Mieście). Pozostały obszar centrum jest zabudowany monumentalnymi budowlami epoki socrealizmu, przypominającymi kijowski Chreszczatyk lub centrum Nowej Huty. Mimo to, w tych szerokich alejach i placach oraz potężnych stalinowskich gmachach jest coś, co świadczy o wyjątkowości tego miasta i nadaje mu mimo wszystko pewien klimat, sprawiający, że chce się tu wracać. Tym bardziej, że miasto jest bardzo zadbane i dość nowoczesne. Zwłaszcza w centrum, gdyż blokowiska nie robią zbyt dobrego wrażenia. Tragedii nie ma, ale ich polskie odpowiedniki są mimo wszystko bardziej zadbane. Dotyczy to zwłaszcza termomodernizacji bloków mieszkalnych, którą w naszych miastach przeprowadzono, a w Mińsku w odniesieniu do komunistycznych blokowisk – niestety nie.
Główną arterią miasta jest zaczynająca się w okolicach dworca kolejowego Aleja Niepodległości (wcześniej Aleja Skaryny). Ma ona aż kilkanaście kilometrów, a w jej sąsiedztwie mieści się większość najciekawszych obiektów stolicy, zwłaszcza najważniejsze budynki rządowe. W pobliżu tej arterii znajduje się m. in. znany z antyłukaszenkowskich protestów (w tym tzw. rewolucji marcowej) Plac Październikowy (Kastrycznickaja Płoszcza), gdzie w zimie urządzane jest lodowisko. Kilkaset metrów dalej aleję przecina rzeka Swisłocz, która tworzy tu liczne zakola, a jej okolice są ulubionym miejscem spacerów mieszkańców stolicy. Inne „atrakcje” skupione wokół Alei Niepodległości, to m. in. budząca grozę siedziba KGB (charakterystyczny żółty budynek) czy też typowy dla byłego ZSRR monument sławy z wiecznym ogniem, upamiętniającym zwycięstwo Związku Radzieckiego nad Niemcami.
Mińsk jak Nowa Huta
Ta militarystyczna symbolika i odniesienia do II wojny światowej są w Mińsku obecne na każdym kroku. Wydawać by się mogło, że architekci, urbaniści i ideologowie reżimu Łukaszenki wręcz upajają się wojną i gdyby nie było Hitlera i jego napaści na ZSRR, to trzeba by go było wymyślić. Z jednej strony można to zrozumieć: Białoruś przeżyła największą traumę spośród wszystkich krajów byłego ZSRR. Wskutek wojny zginęła aż jedna trzecia ludności, a czego nie zrobili Niemcy, to dokończyli Rosjanie (dość wspomnieć Katyń, Kuropaty i inne miejsca kaźni). Przez Białoruś przechodził sam środek frontu, dlatego większość zabytkowych centrów miast została tu całkowicie zniszczona, podczas gdy na Ukrainie się one uchowały. Jednak intensywność, z jaką w Mińsku władze wciąż przypominają o zamierzchłych już bądź co bądź czasach wojny, może dziwić – oglądając te wszystkie parady wojskowe, pomniki żołnierzy, czołgi i wieczne ognie można odnieść wrażenie, że wojna skończyła się dopiero kilka lat temu.
Kolejnym elementem przeszłości, który dopada nas na każdym kroku, jest komunizm. Pomniki Lenina i radzieckie hasła naprzeciwko nowoczesnych biurowców zachodnich banków – to wszystko tworzy dość irracjonalny klimat tego miasta. Z jednej strony Mińsk to dość nowoczesna, zadbana i w sumie bogata metropolia, która nie jest mniej „europejska”, niż Warszawa. A z drugiej strony – cała masa radzieckiej symboliki, odnowione pomniki sowieckich przywódców (Lenin, Dzierżyński), nazwy ulic i stacji metra sławiące Związek Radziecki, czy też neosowieckie zwyczaje w sklepach i urzędach. Jednym słowem, możemy się tu poczuć jak w irracjonalnej rzeczywistości – co ze stricte turystycznego punktu widzenia należy chyba zaliczyć na plus.
Mińsk można pod wieloma względami porównać z krakowską Nową Hutą. Ten sam monumentalizm socrealistycznych budowli, te same założenia urbanistyczne i niezwykły klimat, który sprawia, że do Nowej Huty chętnie przyjeżdżają amerykańscy turyści. Mińsk przyciąga jeszcze bardziej, bo tutaj nowoczesność wciąż miesza się z łukaszenkowskim postkomunizmem, a radziecka przeszłość – ze skomplikowaną teraźniejszością.
Miasto zieleni, jazdy na rolkach i sportu
Gdyby atrakcyjność turystyczną europejskich metropolii mierzyć ilością zieleni i obiektów sportowych, to Mińsk z pewnością zająłby jedno z pierwszych miejsc. Mińsk jest miastem bardzo przestronnym, głównie dzięki szerokim alejom i placom oraz licznym parkom i skwerom. A na brak zieleni nie można narzekać głównie dzięki Swisłoczy – wokół tej wijącej się jak wąż rzeki ciągnie się wąski, ale długi na ponad 20 km zespół parków i zieleńców, przecinający centrum miasta. Bardzo klimatyczne miejsca znajdują się w okolicach Niamigi i Troickiego Przedmieścia, gdzie Swisłocz rozlewa się na dość duży zalew. W dalszej części znajduje się duży park, ciągnący się aż do zachodnich krańców miasta.
Chlubą Mińska są też nowoczesne obiekty sportowe, a zwłaszcza pałac lodowy. Wynika to z osobistych sympatii prezydenta Łukaszenki, który aktywnie gra w hokeja i nawet w czasach kryzysu buduje w całym kraju nowoczesne lodowiska. Z kolei na północno-zachodnich obrzeżach miasta znajduje się dość surrealistyczny obiekt nowej Biblioteki Narodowej, przypominający ogromny reaktor.
Gdy starczy czasu, warto też wybrać się do Parku Kamieni na wschodnich obrzeżach miasta. W parku stworzono kamienny obrys granic Białorusi oraz przedstawiono najważniejsze miasta i atrakcje kraju, takie jak Puszcza Białowieska, zamek w Mirze, kompleks narciarski Raubiczy i in. Natomiast w okresie letnim warto odwiedzić położone na zachodnich obrzeżach aglomeracji Mińskie Morze, czyli ogromny zalew rekreacyjny, gdzie można m. in. popływać na desce windsurfingowej czy żaglówce.
Mińsk to także raj dla rolkarzy. Wzdłuż rzeki Swisłocz jest zrobiona asfaltowa trasa rowerowo-rolkowa, którą można się przemieścić z jednego końca miasta na drugi. Łącznie to około 40 kilometrów. Kraków, Warszawa i inne polskie miasta mogłyby się od Mińska uczyć.
Zapomniane miejsca pośród betonowej dżungli
Mińsk ma to do siebie, że wiele wartościowych miejsc, zwłaszcza tych związanych z opozycyjną wizją historii, ukrytych jest w różnych niepozornych miejscach w całym mieście. Jednym z nich jest np. charakterystyczny Czerwony Kościół w samym centrum miasta, znany m. in. z tego, że to właśnie tam powstał Białoruski Front Ludowy – odpowiednik naszej „Solidarności”.
Będąc w Mińsku koniecznie trzeba odwiedzić kilka muzeów i teatrów, gdzie zetkniemy się z autentyczną, niesowiecką, białoruską kulturą i usłyszymy czysty język białoruski. Szczególnie ciekawe jest niewielkie Muzeum Bahdanowicza na Troickim Przedmieściu. Innym świadectwem „alternatywnego” Mińska są stare cmentarze, a także pojedyncze zabytkowe obiekty ukryte gdzieś pośród komunistycznych blokowisk.
Jakimi słowami można podsumować to miasto? Mińsk z jednej strony jest kwintesencją brzydoty i kiczu (sowieckie naleciałości), a z drugiej – fascynuje i zachwyca. Takie same sprzeczne odczucia wobec tego miasta mają jego mieszkańcy, zwłaszcza ci, którzy są zwolennikami opozycji i odwołują się do tradycji Wielkiego Księstwa Litewskiego i BNR (Białoruska Republika Ludowa), a nie Związku Radzieckiego.
Tę dwoistość można odczuć we współczesnej alternatywnej kulturze białoruskiej. Warto wspomnieć chociażby o znanej piosence kultowego zespołu NRM: „Mińsk i Mieńsk”, która opowiada o współczesnym Mińsku oraz przeplatającym się z nim, wyidealizowanym, przedwojennym Mieńsku. Dwoisty klimat białoruskiej stolicy świetnie opisany jest również w książce Artura Klimawa: Miasto Słońca. Ten specyficzny „przewodnik” po Mińsku – mieście Słońca powinien być lekturą obowiązkową dla każdego, kto chce odkryć dla siebie to fascynujące miasto i lepiej zrozumieć współczesną Białoruś.