Ostatnie deklaracje Trumpa i jego współpracowników w odniesieniu do Ukrainy słusznie nas niepokoją i skłaniają do myślenia, co dalej. Jest taka dobra zasada, którą warto stosować w życiu i polityce: nie skupiać się na tym, na co nie mamy wpływu, ale zastanowić się nad tym, na co mamy realny wpływ i co od nas zależy. I zacząć to robić, konsekwentnie i skutecznie, zamiast załamywać ręce. Pamiętają Państwo początek pełnoskalowej agresji, luty i marzec 2022? Wtedy Ukraina przetrwała w o wiele cięższych warunkach dzięki działaniom oddolnym – ochotnikom, zrzutkom, pomocy międzynarodowej. Teraz przyszedł ten moment, by tego typu działania powtórzyć, zwłaszcza że mogą skutecznie pomóc Ukrainie w niektórych odcinkach frontu, zwłaszcza u wybrzeży Krymu, gdzie Ukraina odnosi spektakularne sukcesy. Mam na myśli powtórzenie udanej akcji zrzutki na zakup dronów, którą w 2022 roku zorganizował Sławomir Sierakowski.
Ukraina jest zależna od amerykańskiej pomocy – to oczywiście prawda, ale tylko częściowa. Zapominamy, że sporą część broni i techniki Ukraina produkuje sama lub sama kupuje za granicą, a znaczną część uzbrojenia dostarczają ukraińskiej armii wolontariusze. Mowa zwłaszcza o dronach – zarówno tych klasycznych, latających, jak i o dronach morskich, czyli małych bezzałogowych łodziach. To dzięki nim Ukraińcy osiągnęli spektakularny sukces na Morzu Czarnym, wyzwolili Wyspę Wężową, zatopili jedną trzecią rosyjskiej Floty Czarnomorskiej i zmusili ją do opuszczenia Krymu. Dzięki temu Ukraina przywróciła żeglugę handlową do swoich portów aglomeracji odeskiej, co pozwoliło przetrwać ukraińskiej gospodarce, a nawet notować wzrost PKB. Gdyby nie to, Ukraina już dawno przegrałaby nie tylko na froncie wojennym, ale również gospodarczym. Załamanie gospodarki spowodowałoby panikę wśród ludności, protesty, a co za tym idzie, również załamanie się frontu, w efekcie rosyjskie wojska znowu podeszłyby pod Kijów. To wszystko nie nastąpiło, ukraińska gospodarka się trzyma dzięki nieskrępowanemu eksportowi przez porty czarnomorskie, co było zasługą spektakularnych zwycięstw na Morzu Czarnym, przy użyciu dronów.
To jest właśnie odpowiedź na pytanie, co jako zwykli Polacy możemy zrobić w sytuacji, gdy Trump zachowuje się tak, jak się zachowuje. Załamywać ręce i czekać na przyjście Rosjan również do Gdańska? Fakt, mają blisko. Czy zorganizować zrzutkę na zakup dronów dla ukraińskiej armii, tak jak to już zrobił Sławomir Sierakowski?
Takie akcje są teraz bardzo potrzebne nie tylko z militarnego punktu widzenia. W trudnych sytuacjach ważne jest, by coś robić, posuwać się do przodu, zarażać innych pozytywną energią. W Polsce przeciwnicy Putina muszą w końcu przejąć inicjatywę, bo mam wrażenie, że już prawie całkowicie oddaliśmy pole zwolennikom Konfederacji i rosyjskim trollom. Przeglądając Internet można odnieść wrażenie, że dominują antyukraińskie, prorosyjskie komentarze, a tę prorosyjską narrację przejmują politycy głównego nurtu, przymilający się do tego elektoratu. Wynika to ze słabości proukraińskiej większości polskiego społeczeństwa, która w ostatnim czasie jest bierna, ustępuje przed krzykliwą prorosyjską mniejszością. Potrzebna jest nowa akcja, działanie, impuls który nie tylko przyniesie konkretny efekt w postaci zakupionych dronów, ale też zintegruje ludzi sympatyzujących z Ukrainą, pokaże jak wielu nas jest, udowodni, że zwolennicy Konfederacji wcale nie są mainstreamem i politycy nie muszą się do nich umilać.
Nowa zrzutka na drony dla Ukrainy pozwoli też zaangażować się ukraińskiej społeczności w Polsce. To ważne, bo ci ludzie są obecnie atakowani przez wiele stron. Ukraińcy z Ukrainy mają im za złe, że siedzą sobie „wygodnie” za granicą, zamiast walczyć na froncie lub pracować na Ukrainie na rzecz ukraińskiej gospodarki. W Polsce narastają nastroje antyukraińskie. Oliwy do ognia dolewają Rosjanie z ukraińskimi paszportami, dawni wyborcy Janukowycza, którzy od lat mieszkają w Polsce, nigdy nie lubili Ukrainy i zawsze mówili tylko po rosyjsku, a obecnie wcale nie zamierzają wspierać Ukrainy i zachowują się arogancko. Wyborcy Janukowycza ze wschodu kraju wcale nie znikli i nie wszyscy zmienili poglądy na prozachodnie, a zwłaszcza nie ci, którzy wyjechali do Polski przed wojną. Podczas Pomarańczowej Rewolucji z 2004 roku Ukraina była podzielona na pół, prozachodnia była nieznaczna większość społeczeństwa (ok. 55%), ale pozostała 45% była prorosyjska. W 2010 roku Janukowycz wygrał w wolnych i uczciwych wyborach. Na prorosyjskiego Janukowycza głosowało około 10 milionów ludzi, wielu z nich nienawidzących ukraińskiej państwowości. Te 10 milionów nie znikło, część z nich jest w Polsce i robi bardzo złą robotę. Uważamy ich za Ukraińców, a to po prostu ludzie rosyjskojęzyczni z ukraińskim paszportem, a część już nawet z polskim obywatelstwem. Aroganccy, bezczelni, rosyjskojęzyczni. Uważamy ich za Ukraińców i z ich powodu wielu Polaków słusznie jest w szoku z ich zachowania i postawy życiowej. Ale to de facto Rosjanie, narzucający innym swój język rosyjski, których nawet wojna nie skłoniła do nauczenia się języka ukraińskiego i którzy nadal uczą języka rosyjskiego swoich dzieci.
Mieszkający w Polsce setki tysięcy Rosjan z ukraińskim paszportem nie mogą być jednak dla nas argumentem, by rezygnować ze wsparcia Ukrainy. Wręcz przeciwnie, trzeba robić swoje – mając świadomość, że setki tysięcy rosyjskojęzycznych w Polsce przejdzie obojętnie wobec zrzutki na drony dla Ukrainy i nie doceni polskiego poświęcenia. Rosyjskojęzyczni w Polsce to jednak nie cała społeczność. Jest hałaśliwa, głośna, bezczelna, ale nie powinna narzucać nam narracji i poglądów – tego zresztą bardzo chciałby Putin.
W tym miejscu muszę doprecyzować: mówiąc o mieszkających w Polsce „Rosjanach z ukraińskim paszportem” mam na myśli tylko część osób rosyjskojęzycznych. Tę określaną w Ukrainie mianem „gopniki” czy „tituszki” (w przybliżeniu – dresiarze), którzy wcale nie znikli. Znakomita większość osób rosyjskojęzycznych, które przyjechały do nas z ukraińskiego Południa i Wschodu, to tak naprawdę ludzie dwujęzyczni, normalni – wygodniej jest im mówić po rosyjsku bo takie były realia, ale doskonale znają też i szanują język ukraiński i starają się jak najczęściej go używać, a na pewno nie mają nic przeciwko językowi ukraińskiemu. Ale w Polsce jest też spora grupa rosyjskojęzycznych „Ukraińców”, którzy mówią tylko po rosyjsku i języka ukraińskiego nie szanują, a wobec Ukrainy są nastawieni wrogo i wcale nie chcą jej pomagać. Sporo takich osób jest szczególnie w Trójmieście, a także wśród ukraińskich marynarzy.
Proukraińska większość polskiego społeczeństwa jest obecnie zdominowana i stłamszona przez dwie głośne mniejszości – polskich zwolenników skrajnej prawicy o trumpistowskich poglądach oraz hałaśliwych Rosjan z ukraińskim paszportem, mieszkających w Polsce, którzy robią fatalny imidż całej społeczności ukraińskiej. Tymczasem w Polsce dawno nie było żadnej większej akcji, w której sympatyzujący z Kijowem Polacy mogli wziąć udział. Owszem, są pojedyncze akcje pomocy humanitarnej, ale to nie do końca o to chodzi. Rok temu Słowacy zorganizowali ogólnokrajową zrzutkę na zakup amunicji dla ukraińskiej armii, zebrali kilka milionów euro, o akcji było wszędzie głośno, zwłaszcza na Facebooku. Każdy mógł się zaangażować, wpłacić choćby symboliczne jedno euro czy 10 EUR, ludzie chętnie to robili i publikowali info na ten temat na Fejsie. Coś takiego przydałoby się teraz w Polsce, choćby po to, by przełamać ten marazm i przejąć inicjatywę.
Dzięki dronom Ukraińcy mogą jeszcze sporo namieszać i odbić niektóre strategicznie ważne tereny nad Morzem Czarnym, w okolicach Chersonia. A może nawet doprowadzić do przełomu na Krymie, który wbrew pozorom Rosjanom jest coraz trudniej utrzymywać, biorąc pod uwagę jego de facto wyspowy charakter i narażenie na ukraińskie ataki od strony morza, gdzie Ukraina odnosi sukcesy. Drony są stosunkowo tanie, a przynoszą duży efekt. To jest ten obszar, w którym nasze działania oddolne mogą konkretnie pomóc. Bądźmy przy tym świadomi, że taką zrzutkę wesprą zwykli Polacy, również ci biedni, a całkowicie zignorują ją setki tysięcy rosyjskojęzycznych w Polsce z ukraińskimi paszportami, mimo że ich stać.
A ja niezmiennie zachęcam do nauki języka ukraińskiego jako obcego. To piękny język i podobny do polskiego. Zawstydź rosyjskojęzycznych zwolenników Putina z ukraińskim paszportem, naucz się języka ukraińskiego i/lub białoruskiego i nie bądź jak oni!
Można to zrobić z moich podręczników, z których skorzystało już kilka tysięcy Polaków, które kupisz w księgarni internetowej Ebookpoint pod poniższymi linkami:
Podręcznik języka ukraińskiego
Podręcznik języka białoruskiego