Trwają prace nad dawno potrzebną reformą transportu zbiorowego, zainicjowaną dzięki pozytywnemu rozpatrzeniu petycji 5xTAK dla transportu publicznego. Z tej okazji na portalu Port Europa będzie się ukazywać cykl kilkunastu felietonów z serii „Porozmawiajmy o reformie autobusowej”, publikowanych następnie na facebookowej grupie „Porozmawiajmy o transporcie”. Na początek – dlaczego wzorem Austrii i Słowacji podstawowym szczeblem samorządu odpowiadającym za transport publiczny ma być województwo, a nie hybryda związków powiatowo-gminnych. Na Słowacji taki model się sprawdza przede wszystkim ze względów politycznych, obywatelskich – ludzie doskonale wiedzą, że tylko jeden konkretny szczebel samorządu (regionalnego) odpowiada w całości za jakość autobusów regionalnych, dlatego transport autobusowy jest ważnym tematem kampanii wyborczych oraz działalności radnych regionalnych – i tak powinno być również i u nas.
Największym problemem obecnego rozmycia odpowiedzialności za transport publiczny jest brak obywatelskiej kontroli społeczeństwa nad decydentami (samorządowcami, urzędnikami, jednoosobowymi firmami doradczymi) odpowiedzialnymi za autobusy typu PKS. Obecnie w zależności od sytuacji za uruchomienie linii autobusowej może odpowiadać: wójt, burmistrz, marszałek województwa, ale może też związek międzygminny, związek powiatowo-gminny, związek międzypowiatowy, związek metropolitarny, najbliższe duże miasto w ramach aglomeracyjnych połączeń komunikacji miejskiej, a także sąsiednia gmina na podstawie porozumienia międzygminnego. Nawet specjalistom z innych krajów trudno się w tym polskim „systemie” połapać, a co dopiero zwykłym mieszkańcom. Co więcej, sami urzędnicy samorządowi, w tym nawet radni, wójtowie, burmistrzowie i starostowie często nie wiedzą, że to oni powinni organizować transport publiczny. Takie rozmycie odpowiedzialności nie może działać. Nie może działać system o tak dużym zagmatwaniu, w którym urzędnicy, wójtowie i burmistrzowie muszą zlecać szkolenia jednoosobowym firmom doradczym, by te wytłumaczyły im podstawowe zasady funkcjonowania systemu.
Na Słowacji nikt żadnych jednoosobowych firm doradczych nie potrzebuje, bo wszystko jest jasne. W tych miastach, które są na tyle duże, że mają komunikację miejską, jest ona organizowana przez samorząd miejski, tak jak na całym świecie. A autobusy regionalne (czyli „typu PKS”) są obowiązkiem krajów samorządowych, czyli odpowiedników naszych samorządów województw. I tyle. Proste. Rozumieją to żupani (odpowiednicy naszych marszałków), rozumieją to urzędnicy, rozumieją politycy, rozumieją zwykli mieszkańcy. Nikt się nie miga przed organizacją transportu, nikt nie mówi, że ma to zrobić „ten inny”, bo żadnego „tego innego” po prostu nie ma. A gdy w którymś regionie transport autobusowy funkcjonuje źle lub mieszkańcy chcą zmiany trasy autobusów lub rozkładów jazdy, wiedzą do kogo pisać petycje czy kierować pretensje – do kraju samorządowego (czyli potocznie: „do Żyliny”, „do Preszowa”, „do Trenczyna” – stolic regionów gdzie są urzędy krajów samorządowych), a robią to zgłaszając się do swoich radnych sejmikowych, których wybrali. Gdy to nie poskutkuje, a władza nie słucha zwykłych ludzi, robi się protesty, a w najbliższych wyborach głosuje się na opozycję wobec obecnie urzędującego żupana. Transport autobusowy jest tematem kampanii wyborczych i tak powinno być. Normalna, demokratyczna i skuteczna kontrola zwykłych ludzi nad władzą i urzędnikami.
Ale to jest możliwe tylko dlatego, że nie ma żadnego „ale”. Nie ma tak, że autobusy może zrobić marszałek, ale może jakiś związek powiatowo-gminny. Związki powiatowo-gminne są super, ale mają jedną zasadniczą wadę – brak społecznej kontroli nad nimi. Marszałka wybierają radni Sejmiku wybierani przez Mieszkańców i ci radni mogą tego marszałka w trakcie kadencji odwołać. Radni Sejmiku są (a przypajmniej powinni być) w stałym kontakcie z wyborcami w swoich okręgach, mają dyżury, mają strony na Facebooku, przez które kontaktują się ze zwykłymi ludźmi. I ci właśnie radni co miesiąc uczestniczą w sesji Sejmiku i w kilku komisjach, w tym w komisji odpowiedzialnej za transport publiczny, w których uczestniczy też marszałek lub któryś z wicemarszałków oraz obowiązkowo dyrektor departamentu transportu urzędu marszałkowskiego lub jego zastępca. Posiedzenia komisji są otwarte i każdy zwykły mieszkaniec może w nich uczestniczyć, nawet zabrać głos. Wiem, bo wielokrotnie to robiłem, poruszałem tematy autobusowe i te zgłoszone przeze mnie na tych komisjach postulaty były przez radnych i marszałka omówione, na bieżąco wszyscy sobie wszystko wyjaśniliśmy i zmiany czy pomysły zostały wdrożone w życie. W imieniu mieszkańców to samo może zrobić którykolwiek z radnych wojewódzkich.
A co wtedy, gdy za transport odpowiada związek powiatowo-gminny? To raj dla technokratów, ekspertów, jednoosobowych firm doradczych, bo żaden „zwykły mieszkaniec”, żaden „zwykły pasażer” im się „nie wtrąca”. Niestety, branża transportu publicznego często zapomina dla kogo jest i nie lubi zwykłych ludzi, dla których tworzy transport publiczny. Stąd zamiast o ludziach i ich potrzebach, ich złożonej osobowości i psychice mówi się o „potokach pasażerskich”, stąd inżynierskie zdehumanizowane podejście do transportu publicznego, oparte o tabelkach w Excelu i modelach ruchu, które bardzo pomagają – ale często powodują przeoczenie tego, co też ważne.
Niestety, ale nie ma „radnych związku powiatowo-gminnego”. Prezes związku powiatowo-gminnego, inaczej niż marszałek, nie jest wybierany w żadnych transparentnych wyborach i nie podlega kontroli społecznej. Marszałek i dyrektor departamentu transportu w urzędzie marszałkowskim co miesiąc muszą uczestniczyć w komisji Sejmiku, w której muszą odpowiadać na pytania radnych, a często i zwykłych mieszkańców, a na takiej komisji mają szansę wykluć się różne pozytywne rozwiązania proponowane przez zwykłych pasażerów. Takiej formuły nie ma w związkach powiatowo-gminnych, która jest kontrolowana przez Radę Nadzorczą. Niestety, rada nadzorcza jest organem zamkniętym, nie ma w niej przedstawiciela zwykłych ludzi, nie ma trybu w którym zwykły pasażer może tak po prostu sobie przyjść na jej posiedzenie i zabrać głos, tak jak może sobie przyjść na komisję Sejmiku. Co więcej, praktyka powoływania członków rad nadzorczych jest wysoce niemoralna: najczęściej są to osoby z klucza partyjnego, które dostają tę funkcję w nagrodę za „pracę” w kampanii wyborczej (roznoszenie ulotek, naklejanie plakatów).
Dlaczego zatem obecnie niektórzy marszałkowie tak fatalnie zarządzają koleją regionalną, nie bojąc się kontroli społecznej? Mam tu na myśli zwłaszcza województwa: Lubuskie, Opolskie i Warmińsko-Mazurskie. Przyczyna jest prosta: jakieś 90% społeczeństwa tych województw i ogólnie Polski nie wie, że za kolej regionalną odpowiada marszałek. Wciąż panuje przekonanie, że kolej = PKP, więc jeżeli pociągów jest mało, to znaczy, że mityczni „kolejarze” są winni. Owszem, wszyscy wiedzą już, że dawnego PKP już nie ma, że zostało podzielone na mnóstwo spółek, ale tym bardziej powoduje to u opinii publicznej chaos, a nie przejrzyste rozumienie zasad i tego, do kogo kierować swoje postulaty i petycje. I to trzeba zdecydowanie zmienić – duża tu rola do odegrania dla branży transportu publicznego, której eksperci powinni przeprowadzić stosowne akcje edukacyjne skierowane do społeczeństwa.
Z autobusami i przypisaniem ich w powszechnej świadomości marszałkom będzie o tyle prościej, że autobusy nijak nie kojarzą się z rządem i niejako naturalnie są w świadomości społecznej przypisywane samorządowi. Przykład Słowacji oraz Małopolski pokazuje, że ludzie bardzo szybko nauczyli się, że za autobusy regionalne odpowiada marszałek i podległy mu urząd marszałkowski. Zwłaszcza, że sam marszałek Łukasz Smółka chętnie fotografuje się na tle autobusów wojewódzkich i naprawdę trzeba mu oddać sukces w rozwijaniu tej sieci. Dlatego gdy ludzie widzą, że jest już świetnie działająca sieć ok. 50 wojewódzkich linii autobusowych w Małopolsce, to prośbę o kolejną linię lub modyfikację istniejącej kierują już w naturalny sposób do marszałka, a nie do rządu, ministra, burmistrza czy kogokolwiek.
Demokratyczna, społeczna kontrola – ale też współpraca na linii społeczeństwo – organizator, to podstawa sukcesu transportu publicznego w całej Europie. Polska nie może być wyjątkiem i również musi postawić na demokrację i jak największy udział społeczeństwa w podejmowaniu decyzji, a nie na koterie i skomplikowane schematy, w których połapać się może tylko elitarna grupa wtajemniczonych ekspertów.
Jakub Łoginow
Dołącz do grupy „Porozmawiajmy o transporcie„
Wesprzyj nasze działania i nasz portal – kup któryś z naszych ebooków:
Słowackie Tatry i inne góry transportem publicznym
Nieznany sąsiad. Podręcznik współpracy polsko-słowackiej
Przewodnik dla rolkarzy – Kraków, Małopolska, Słowacja
Podręcznik języka ukraińskiego
Podręcznik czeskiego słownictwa
Jak się zorganizować i skutecznie walczyć o swoje. Poradnik dla mieszkańców osiedli peryferyjnych