Zbiorkom tylko dla biednych to prosta droga do wykluczenia transportowego. Autobusy transgraniczne też są ważne [POLEMIKA]

Wykluczenie transportowe to nie tylko problem biednych osób z prowincji, ale również osób zamożnych z wielkich miast, którzy nie mają samochodu lub prawa jazdy i nie mogą realizować swoich potrzeb, nawet jeżeli z tego powodu nie przymierają głodem i nie jest zagrożona ich egzystencja. Sprowadzanie transportu publicznego jedynie do usługi socjalnej dla biednych to ślepa uliczka i właśnie przez takie myślenie mamy w Polsce tak przerośnięty ruch samochodowy i tak wielki upadek PKS-ów, niespotykany nigdzie indziej w tej części Europy. Ten tekst to polemika z dzisiejszą burzliwą dyskusją na Twitterze z osobami, dla których mówienie o autobusach transgranicznych jest bluźnierstwem w sytuacji, gdy ludzie nie mogą dojechać do szkoły, pracy czy lekarza. Zachęcam do zapoznania się z moją polemiką, która pozwoli lepiej zrozumieć, dlaczego odwoływanie się do udanych doświadczeń słowackich wcale nie jest fanaberią, ale konkretnym programem uzdrowienia polskiego transportu publicznego.

Wykluczenie transportowe można zlikwidować tylko przez tak dobrą i kompleksową ofertę, obejmującą również połączenia transgraniczne i zaspokajającej potrzeby z zakresu turystyki i rekreacji, że do zbiorkomu przesiądą się masowo obecni i potencjalni użytkownicy samochodów. W konsekwencji komfortowymi autobusami będzie jeździć sporo osób również w Beskidzie Sądeckim i Bieszczadach (w tym turyści) i przysłowiowa wykluczona komunikacyjnie babcia nie będzie miała problemu z dojazdem do lekarza czy na pocztę, bo turyści zrobią ofertę, z której skorzystają mieszkańcy.

Aby to zrozumieć, zróbmy sobie eksperyment myślowy i cofnijmy się nieco do przeszłości, trochę ją pokazując w formacie historii alternatywnej. Jest przełom lat 80-tych i 90-tych, Polska i inne kraje zrywają z komunizmem i zmierzają do świata nowoczesnego Zachodu, starając się przejmować zachodnie wzorce i panujące wówczas idee. Wśród nich ważne miejsce zajmuje ekologia i rosnąca świadomość zagrożeń związanych z ocieplaniem klimatu. Młodzi Polacy dowiadują się, że jazda samochodem jest passe, jest nieekologiczna i szkodzi planecie, dlatego modna jest postawa ekologiczna – jeżdżenie pociągami, autobusami, to wszystko w połączeniu z dbaniem o zdrowie, sportem, jak ktoś lubi – jazdą na rolkach i rowerze również w celach transportowych. Stare zdezelowane autobusy i tramwaje są wymieniane na nowoczesny tabor, powstają drogi rowerowe, jazda zbiorkomem jest wygodna i szybka, a samochód nie jest do niczego potrzebny, bo pociągiem i autobusem dojedziesz wszędzie – nie tylko z domu do szkoły, pracy, lekarza i na zakupy, ale również na wycieczkę za miasto, na wakacje, a także na przygraniczną wycieczkę do Czech i Słowacji, albo wygodnym i tanim pociągiem do Koszyc, Paryża, Rzymu i Chorwacji.

Część ludzi mimo to wybiera samochód, ale takie postawy są traktowane w społeczeństwie tak samo, jak nie segregowanie odpadów, wylewanie nieczystości do potoku czy śmieci do lasu. Samochód jest niemodny, nowocześni ludzie na poziomie dbają o klimat i jeżdżą zbiorkomem. Samorządy odpowiednio dotują PKSy, dzięki czemu te modernizują swoją flotę, wymieniają wysłużone autosany i jelcze na nowoczesne klimatyzowane Scanie, jest fajnie i europejsko. Oferta PKSów jest rozszerzana również o połączenia transgraniczne, których za komuny nie było. Bez problemu dojedziemy z Zakopanego w Tatry Słowackie czy z Krakowa na narty na Chopok, autobusy jeżdżą co godzinę, z dużym lukiem bagażowym na narty i rower. Po co się tłuc dużym fiatem lub polonezem i wydawać majątek na paliwo oraz opłaty za parkowanie, skoro autobusy są nowoczesne, fajne, takie europejskie i dojedziemy nimi wszędzie. Również za granicę, co jest symbolem pewnego statusu i zrealizowanych aspiracji, nawet jeśli ta zagranica to tylko Słowacja, a nie Francja lub Belgia.

Jak wiemy, tak się oczywiście w Polsce nie stało, choć początkowo wszystko do tego zmierzało. Rzeczywiście przejmowaliśmy trendy z Zachodu i rzeczywiście ten Zachód właśnie wtedy zaczął myśleć o ekologii i wspierać zbiorkom, a także wyrzucać samochody z miast. W Polsce rzeczywiście zaczęła się modernizacja floty autobusów – ale niestety tylko w miastach, a PKSy w tym czasie padały. W Krakowie w latach 90-tych masowo wymieniano stare i śmierdzące Ikarusy na nowoczesne, europejskie Scanie i ten sam proces mógł nastąpić również z PKSami. W Czechach i na Słowacji w dużej mierze tak się stało – słowackie SADy, odpowiedniki PKSów, w dużej mierze przetrwały i zyskały stabilny model finansowania z budżetów krajów samorządowych. Dziś słowackie SAD i inni operatorzy dysponują przeważnie nowoczesną flotą autobusów, słowackie regiony przeznaczają nawet 10% swojego budżetu na finansowanie autobusów regionalnych, a te tworzą gęstą sieć i dojeżdżają do każdej, nawet najmniejszej wioski. Wykluczenia komunikacyjnego na Słowacji w zasadzie nie ma, choć lokalnie oczywiście wiele rzeczy mogłoby funkcjonować lepiej, a pasażerowie na wiele kwestii narzekają i narzekać będą (nawet w bogatej Szwajcarii). Mimo że niektóre wsie mają zaledwie 100-200 mieszkańców, na trasie jeżdżą normalne, duże autobusy, a i tak jeździ nimi dużo więcej osób, niż w Polsce, gdzie do 7-tysięcznej gminy jeździ ciasny busik dwa razy dziennie.

To jest właśnie klucz do zrozumienia fenomenu polskiego wykluczenia transportowego i braku tego wykluczenia na Słowacji. Na Słowacji do małych wsi jeżdżą duże autobusy co godzinę lub dwie i te autobusy jeżdżą pełne, u nas do dużych przeludnionych wiosek jeżdżą małe busy trzy razy dziennie i jeździ nimi mało pasażerów, dlatego wójt nie chce puścić kolejnego busa czy autobusu, „bo przecież nikt nie jeździ”. Zbiorkom aby działał dobrze i bez wykluczenia transportowego musi być powszechny i musi być dla wszystkich – i dla biednych, i dla bogatych. I musi walczyć szczególnie ostro o tych drugich – o ludzi którzy mają pieniądze, potrzeby turystyczne i duże wymagania, mają też aspiracje i mają albo mogą mieć samochód. Rzecz w tym, by właśnie te osoby, które mają wybór, z tego samochodu zrezygnowały i wybrały zbiorkom. Nie tylko w mieście czy na trasie Kraków – Warszawa – Gdynia, bo to potrafi każdy. Nie sztuką jest zrobić komunikację miejską czy pendolino do Warszawy, sztuką jest zrobić atrakcyjny zbiorkom na wsiach i na obszarach atrakcyjnych turystycznie (w przysłowiowych Bieszczadach i Sądecczyźnie), przy rozproszonej zabudowie, rozproszonych celach podróży, wpojonym przekonaniu o prestiżu społecznym powiązanym z samochodem i wybrednych pasażerach. Takich, którzy mają pieniądze, mają swoje fanaberie i w każdej chwili mogą wsiąść w samochód lub sobie go kupić. Ale mają też świadomość ekologiczną i nowoczesne poglądy, wiedzą co to walka o klimat i zrównoważony transport i kalkulują to wszystko w swoich codziennych wyborach. I chętniej niż autem wybiorą się w podróż nowoczesnym i wygodnym autobusem, bo nie dość że taniej i ekologiczniej, to jeszcze w autobusie mogą się zdrzemnąć, poczytać książkę lub pouczyć języka, a samochód wcale nie musi być wygodniejszy, niż dobry, duży klimatyzowany autobus w nowoczesnym standardzie.

I przykład wielu funkcjonujących w przeszłości lub obecnie autobusów to potwierdza – autobusy mogą wygrywać z samochodami nawet wśród ludzi zmotoryzowanych, tyle że muszą najpierw być. Autobusem Yellow Bus z Nowej Huty w Tatry jeździli przeważnie pasażerowie, którzy w Krakowie mieli swoje własne auto, ale mimo to wybrali zbiorkom. Bo żółte autobusy były nowoczesne, wygodne, bilet wychodził taniej niż paliwo do auta, na miejscu nie trzeba było szukać miejsca na przepełnionym parkingu, a po wyczerpującej wycieczce górskiej nie trzeba było prowadzić samochodu w stanie dużego zmęczenia. Weekendowym pociągiem Muszyna – Poprad i autobusem Bukowina Tatrzańska – Dolny Kubin również jeździły przeważnie osoby posiadające samochód. Kluczem było takie skonstruowanie oferty, cennika i marketingu, że osoby posiadające auto i duże wymagania, mimo to z samochodu zrezygnowały i wybrały zbiorkom. To się da zrobić i po prostu trzeba robić na dużą skalę, systemowo, nie obrażając osób dobrze sytuowanych i nie negując ich potrzeb. A wówczas, wzorem Niemiec, Austrii, Czech i Słowacji dużo większa niż w Polsce liczba potencjalnych kierowców zrezygnuje z auta i wybierze zbiorkom, powodując dużą frekwencję w autobusach regionalnych również na wykluczonej transportowo prowincji, gdzie tę frekwencję przy niskiej gęstości zaludnienia i dużej atrakcyjności turystycznej można zbudować właśnie turystami.

Mówi się, że ludzie ignorują kwestie ekologiczne i kierują się tylko wygodą, zatem i tak wybiorą auto. To nieprawda. Polskie społeczeństwo jest zróżnicowane, ale nie jesteśmy społeczeństwem nihilistów. Mimo wszystko sporo z nas chce dbać o przyrodę, chcemy mieć poczucie, że jesteśmy wartościowymi ludźmi, dbającymi o innych i o otoczenie. Ludzie chętnie wybierają zbiorkom, ale musi on być naprawdę dobrej jakości. To wszystko musi też być wsparte bardzo agresywnym marketingiem transportu publicznego, który musi podjąć walkę z reklamami samochodów. Zauważmy, że te są oparte na emocjach i wartościach, samochód jest sprzedawany jako narzędzie męskości, wolności, prestiżu, władzy i to z różnych względów działa. W Niemczech, Szwajcarii i nawet na Słowacji w podobny sposób o klienta walczy sektor transportu publicznego, zwłaszcza kolej – również odwołując się do wartości i emocji, z ciekawą i intrygującą formą, a nie tylko sprowadzając transport do prostej usługi socjalnej. Transport to nie tylko racjonalne do bólu przesunięcie z punktu a do punktu B, to coś więcej niż potoki pasażerskie, więźby ruchu i tabelki w Excelu. To również a może przede wszystkim marketing, podświadome wybory oparte o tak dalekie od inżynierii ruchu sprawy, jak poczucie własnej wartości, poczucie samorealizacji i prestiżu, jak stereotypy, uprzedzenia, wspomnienia i przekonania.

No dobrze, a gdzie w tym wszystkim jest ten wykluczony transportowo człowiek, który nie ma jak dojechać do szkoły, pracy, lekarza i apteki? W Niemczech i na Słowacji go zasadniczo nie ma, bo transport publiczny również dzięki jego powszechności, prestiżowi, turystom i rekreantom działa tak dobrze, że dojeżdża do każdej wsi i często. Właśnie dlatego, że w Niemczech i Słowacji zbiorkom nie jest budowany jako mało prestiżowa usługa socjalna dla biednych i tam nikt nie wypomina tym lepiej sytuowanym, że też chcą gdzieś dojechać autobusem (na przykład na zagraniczną wycieczkę) i jak oni mogą się tego domagać (na przykład połączeń transgranicznych, turystycznych, skibusów). Bo przecież transport to tylko dowóz wykluczonej babci ze wsi do lekarza, a inne potrzeby to już sobie realizuj samochodem. Nie, doświadczenia zagraniczne są inne. Stwórzmy dobrą i kompleksową ofertę, również z połączeniami transgranicznymi i z myślą o turystów, a wówczas ludzie będą tymi autobusami masowo jeździć i wszystko będzie dobrze działać. Na Słowacji działa i tam wykluczenia transportowego zasadniczo nie ma. Uczmy się od Słowaków, zamiast całe życie traktować ich z góry, a ekspertów którzy się słowackim transportem zajmują – z lekceważeniem.

Jakub Łoginow