Słowacja po wyborach. Powrót Ficy to zła wiadomość dla Polaków, mieszkańcy Małopolski mają się czego obawiać

Pod koniec września na Słowacji odbyły się przedterminowe wybory parlamentarne, w wyniku których do władzy doszedł prorosyjski premier-populista Robert Fico. To będzie już jego czwarta kadencja, poprzednio w 2018 roku odszedł w niesławie w związku z zarzutami o udział w zleceniu morderstwa dziennikarza Jana Kuciaka i jego narzeczonej Martiny Kusnirovej. Mówiło się wówczas o przekształceniu Słowacji Roberta Ficy w państwo mafijne, przypominające Sycylię. Dziś Fico powraca i od razu zaczyna od prób blokowania unijnej pomocy Ukrainie i innych gestów w stronę Rosji. Dlaczego Słowacy tak szybko zapomnieli o skandalicznych aspektach poprzednich rządów Ficy, czy opcja prorosyjska dojdzie do władzy również w Czechach i co to wszystko oznacza w praktyce dla zwyczajnego Polaka, na przykład mieszkańca Małopolski?

Na początek chciałbym zachęcić do tego, by małej Słowacji nie lekceważyć i nie traktować jej jedynie jako mało istotnego politycznie celu wyjazdów turystycznych. Wielu Polaków ma taką manierę traktowania Słowacji i wiedzy o słowackich realiach jako czegoś totalnie nieistotnego, jako kraju w którym wieje nudą i od którego nic nie zależy. Otóż zależy i to bardzo. W latach 2021-23 Słowacja rządzona przez nieficowskie ekipy odegrała olbrzymią rolę w udzielaniu pomocy wojskowej i logistycznej Ukrainie, a po „przejęciu” kraju przez Rosję, po uprzednim podporządkowaniu sobie Węgier, Moskwa ma o wiele łatwiejsze zadanie w „neutralizacji” niesprzyjających jej państw Europy Środkowej. Spośród sąsiadów Ukrainy, dostawy techniki wojskowej i wsparcie logistyczne będzie możliwe już tylko od strony Polski i Rumunii. Przy czym porty dunajskie na granicy rumuńsko-ukraińskiej są od kilku tygodni intensywnie bombardowane, rakiety spadają zaledwie 400 metrów od rumuńskiej granicy, a niektóre nawet na terytorium Rumunii. Gdy Moskwie udało się „przejąć” Słowację po kilku latach dość brutalnych kampanii dezinformacyjnych, Rosjanom będzie teraz o wiele łatwiej skupić się na akcjach dywersyjnych na Podkarpaciu i w Małopolsce. Do tej pory Zakopane, Kościelisko, Czarny Dunajec, Muszyna, Krynica czy Nowy Sącz mogły się wydawać bezpieczną przystanią, gdzie może nie ma jakichś świetnych perspektyw kariery, ale za to można sobie żyć spokojnie z dala od zawirowań wielkiego świata, takich jak wojna na wschodzie, ataki terrorystyczne czy kryzys migracyjny. Teraz nie ma już tej pewności, a „wielki świat” z jego konfliktami zapukał do naszych bram.

Ale wróćmy do sprawy zasadniczej – dlaczego Słowacy zapomnieli o wcześniejszych skandalach z udziałem Ficy i uwierzyli w rosyjską propagandę. Polacy z racji doświadczeń historycznych są naturalnie wrogo nastawieni do wszystkiego co rosyjskie, dlatego możemy być w szoku, że nawet 40% słowackiego społeczeństwa popiera Putina w wojnie rosyjsko-ukraińskiej. Słowacja zawsze była bardziej wyrozumiała wobec Rosji, ale nigdy wcześniej nie była aż tak proputinowska. Co zatem takiego się wydarzyło?

Otóż Polacy lekceważą Słowację i traktują ją z góry jako mało istotny kraj, ale kremlowscy stratedzy wręcz przeciwnie – od lat dostrzegają ogromne strategiczne znaczenie tego małego, ale strategicznie położonego kraju. Ze Słowacją jest jak z Bałkanami – można zapomnieć o ich istnieniu i uznać, że na nic nie wpływają, dopóki wszystko jest z nimi w porządku. Ale gdy Słowację, Węgry lub małe państwa bałkańskie się zdestabilizuje i przeciągnie na stronę Rosji, albo wywoła tam wojnę lub kryzys migracyjny, odczuwają to zwykli ludzie w całej Europie, w tym również w przysłowiowym Kościelisku czy Muszynie, którym się wydaje że ich takie globalne układanki nie dotyczą.

To na co postawiła Rosja, to właśnie „bałkanizacja” Słowacji. Starsi Czytelnicy zapewne pamiętają ten moment na początku lat 90-tych, gdy spokojna i zamożna Jugosławia, która była wcześniej obiektem marzeń i zazdrości wielu Polaków, z dnia na dzień przekształciła się w wojenne piekło. Pięć lat wcześniej marzeniem Polaków epoki Jaruzelskiego była wycieczka turystyczna lub na handel do Sarajewa czy Mostaru w Bośni i Hercegowinie, które nagle zamieniły się w wojenne piekło i miejsce największej od lat czystki etnicznej i katastrofy humanitarnej. Później była wojna w Kosowie i natowskie naloty na Belgrad. Z dawnej bogatej Jugosławii pozostała zamożna Słowenia i Chorwacja którym udało się wejść do UE, względnie stabilna Czarnogóra która weszła do NATO – i cała reszta, które pogrążyły się w chaosie, biedzie i beznadziei, trzymane w przedsionku do Unii Europejskiej. Dziś ten region znów jest źródłem destabilizacji w postaci kryzysu migracyjnego, który za pośrednictwem Węgier i Słowacji przenosi się też do Polski. Serbia, Kosowo i Albania stały się też źródłem zagrożeń dla bezpieczeństwa całej Europy wskutek rozwoju tamtejszej mafii, która ściśle współpracuje również z mafią słowacką i prowadzi nielegalne działania również uderzające w zwykłych Polaków. Te wszystkie narastające próby internetowych oszustw, na które nabiera się wielu Małopolan i traci przez to całe majątki, też nie biorą się znikąd. Część z nich ma swoje źródło na Bałkanach i jest skutkiem lekceważenia Bałkanów przez europejskie elity, które nie zadbały należycie o ten region i pozwoliły na jego destabilizację oraz oddanie rosyjskim wpływom. Dziś to samo spotyka Słowację, która wciąż jest jeszcze krajem pod wieloma względami bardziej rozwiniętym od Polski, ale zaczyna się już staczać na sam koniec europejskiej stawki, stając się zagrożeniem dla siebie samej i wszystkich innych.

Słowacy jednak nie wybrali Ficy i innych prorosyjskich partii sami z siebie. Jeszcze w 2020 roku w wyborach zdecydowanie wygrała opcja prozachodnia, proukraińska, nowoczesna. Dużo zepsuł ówczesny premier Igor Matovic, który zraził do siebie ludzi swoim awanturniczym stylem uprawiania polityki. Na to wszystko nałożyły się uwarunkowania historyczne – Słowacja nie walczyła w XIX wieku o niepodległość z Rosją, ale ich wrogiem były Węgry, a daleka Rosja jawiła się jako zaprzyjaźnione słowiańskie państwo, które mogło im pomóc w uniezależnieniu się od Budapesztu. Nawet słowacka flaga jest podobna do rosyjskiej, bo nawiązuje do kolorów używanych przez państwa i narody słowiańskie. Jeszcze więcej wspólnego mają Słowacy z Ukraińcami, ale Ukraina podobnie jak Polska również patrzyła na Słowaków z góry i lekceważyła ich, za co płaci dziś ogromną cenę. Za to rosyjscy propagandziści od lat inwestowali ogromne pieniądze w różnego rodzaju kampanie dezinformacyjne, mające na celu obrzydzić Słowakom Ukrainę, USA i Unię Europejską oraz przedstawić w pozytywnym świetle Putina i Moskwę. A ponieważ Słowacja jest relatywnie mała, te działania się udały – Słowaków jest tylko 5,4 miliona, dorosłych ludzi jest pewnie około 3 milionów, zatem w wyborach głosuje jakaś połowa z nich, czyli 1,5 miliona. Wystarczy wzbudzić nastroje prorosyjskie u raptem 400 tysięcy osób, by te osoby przechyliły szalę zwycięstwa w wyborach na rzecz Ficy – to relatywnie niska cena dla takiej Rosji, by de facto „przejąć” ważny kraj w środku Europy i go zbałkanizować.

No dobrze, ale czy to wszystko oznacza, że to już koniec, na Słowacji będzie proputinowska dyktatura, a Fico stanie się „drugim Orbanem”? Na szczęście nie, bo Słowacja to nie Węgry, ludzie są tam mimo wszystko dużo bardziej prozachodni i nowocześni, państwo słowackie ma o wiele pewniejsze bezpieczniki kotwiczące Słowację w strukturach i kulturze Zachodu (w tym walutę euro i powiązania gospodarcze z Austrią i Niemcami), a sam Robert Fico to bardziej żądny kasy cynik który co innego mówi a co innego robi, niż szalony prorosyjski despota w stylu Orbana.

Robert Fico był już premierem w latach 2006-2010 oraz 2012-2018. To za jego rządów Słowacja przyjęła euro, weszła do strefy Schengen oraz de facto uratowała Ukrainę, udzielając jej dostaw gazu rewersem po tym, gdy Putin chciał Ukrainę zagłodzić, odcinając dostawy błękitnego paliwa. Ukrainy nie wsparła wówczas Polska, tylko Słowacja Roberta Ficy. To wszystko odbywało się przy prorosyjskiej i antyzachodniej narracji tego czterokrotnego premiera. Fico to pod wieloma względami odrażająca postać, nie bez powodu oskarżana o powiązania z mafią oraz złodziejstwo i korupcję na niewyobrażalną skalę, przy której polskie afery tego typu to jest nic. Ale Fico to przede wszystkim bardzo inteligentny cynik, który prorosyjską narrację wykorzystuje dla kasy i własnych korzyści, głównie na użytek wewnętrzny, ale równocześnie był w stanie być lojalnym partnerem Angeli Merkel oraz amerykańskich prezydentów. Fico jest zależny od wielkiego biznesu, a słowacka gospodarka również poprzez wspólną walutę euro jest ściśle powiązana z gospodarką austriacką i przede wszystkim niemiecką. Dlatego żadnego Slovexitu nie będzie. Będzie wewnętrzne rozkradanie czego się da, dalsze spowolnienie wzrostu gospodarczego i psucie państwa, tolerowanie rosyjskiej propagandy która będzie mogła przenikać do Polski, ale to nie będzie scenariusz węgierski.

Tak czy inaczej, posiadanie tuż za rogiem takiej zbałkanizowanej, sfrustrowanej, przesiąkniętej rosyjską propagandą Słowacji jest fatalną wiadomością dla mieszkańców Kościeliska, Nowego Targu, Jabłonki czy Muszyny z Krynicą. I raczę nie ulegać pokusom myślenia w stylu: „świetnie, oni są naszymi konkurentami z branży turystycznymi, niech wiedzie im się jak najgorzej, to na turystach zarabiać będziemy my”. Turyści z Zachodu nie przyjadą również do Zakopanego, jeżeli utrwali się obraz Słowacji jako „czarnej dziury Europy”, bo będą się obawiali całego regionu Karpat Zachodnich bez względu na granice. Zwłaszcza, że i Ukraina jest tuż za rogiem.

Tak samo będzie z inwestorami – już dziś inwestorzy zagraniczni omijają południową Małopolskę i wschodnie Podkarpacie szerokim łukiem, a mając za rogiem „zbałkanizowaną” Słowację ten peryferyjny charakter regionu Karpat tylko się nasili. Pogłębi się podział na zamożniejszą północno-zachodnią „Polskę A” i na peryferyjną południowo-wschodnią „Polskę B” z Małopolską i Podkarpaciem w roli głównej, którą ze względu na „brzydkie sąsiedztwo” lepiej jest omijać z daleka. Stracić na tym może nawet zadufany w sobie Kraków, któremu się wydaje, że jest ponadto wszystko. Geografia nie wybiera, zawsze bliżej Zachodu, bliżej Niemiec i stabilnego świata jest choćby Wrocław, Poznań i Szczecin, niż stolica „brzydko położonej” Małopolski.

Czekają nas zatem co najmniej cztery lata sąsiedztwa z ficowską, względnie prorosyjską Słowacją. Jak powinniśmy się do tego ustosunkować? Oczywiście jeżeli chodzi o relacje zwykłych Polaków z Podhala ze zwykłymi Słowakami z Orawy czy Tatrzańskiej Łomnicy lub Popradu, nie zmieni się nic – są pewne znajomości i przyjaźnie, czy nawet kontakty służbowe i biznesowe i to wszystko pozostanie takie jakie było. Taka jest natura relacji międzyludzkich, rodzinnych i przyjacielskich, że ludzie sobie jakoś układają swoje prywatne życie mimo że przychodzi im żyć w tak zmiennych okolicznościach, jak II wojna światowa, PRL, rewolucja „Solidarności”, burzliwe czasy transformacji i czas współczesny.

Jeżeli natomiast chodzi o przyjęcie przez władze krajowe, lokalne i społeczeństwo obywatelskie jakiejś konkretnej polityki i postawy wobec Słowacji i Słowaków, to najgorszą z tych postaw byłoby dalsze lekceważenie i ignorowanie południowego sąsiada oraz idąca w ślad za tym chęć odcięcia się od nich. W tym na przykład porzucenie rozpoczętych projektów infrastrukturalnych (budowa dróg i linii kolejowych prowadzących na Słowację, np. kolej Podłęże-Piekiełko, droga ekspresowa Rabka – Chyżne, droga Via Carpatia) oraz połączeń transportem publicznym (pociąg Muszyna – Poprad, autobusy transgraniczne, pociągi dalekobieżne Kraków – Koszyce – Budapeszt). Powiem więcej – w obecnej sytuacji rozwój tego typu projektów i kontaktów jest dla Polski ważniejszy strategicznie, niż kiedykolwiek wcześniej. Putinowska propaganda zadziałała głównie w tych słowackich gminach, które były odcięte od świata (w tym od Austrii, Czech i Polski), miały charakter peryferyjny, gdzie ludzie poczuli się jak na końcu świata, bez kontaktu z innymi narodami i społeczeństwami Unii Europejskiej. Dotychczas Polska była traktowana na Słowacji z lekceważeniem, jako biedny i zapyziały kraj który nie ma nic do zaoferowania. Od kilku lat to się zmienia i Słowacy zaczynają na nowo odkrywać Polskę (w tym Gdańsk, Gdynię, Mazury) i patrzyć na nas z podziwem, jako na fajny, bliski kraj który jest przykładem pozytywnej europejskiej transformacji. Polska jest obecnie jedynym krajem, który może stać się dla przesiąkniętej prorosyjską propagandą części słowackiego społeczeństwa nowym wzorcem odniesienia i zastąpić w tej roli Rosję. Znaczna część Słowaków z prowincji ma potrzebę swego rodzaju „słowiańskiego braterstwa” i jakiegoś takiego słowiańskiego „starszego brata” – i stąd popularność Rosji, która wpisała się w tę rolę kulturową. Tę rolę może też wypełnić Polska i „wyleczyć” tym samym Słowaków z rusofilstwa. Ale wymaga to jednego – kontaktów, połączeń drogowych, autostradowych, lotniczych, kolejowych, autobusowych między naszymi krajami. To teraz ważniejsze, niż kiedykolwiek wcześniej – inaczej będziemy mieli po drugiej stronie Tatr drugie Bałkany, lub co gorsza, drugą Białoruś.

Jeżeli chcesz poznać lepiej Słowację, kup i przeczytaj moją książkę Nieznany sąsiad. Podręcznik współpracy polsko-słowackiej. Teraz do końca października w mega promocji. Ostatnia szansa!

Książkę „Nieznany sąsiad. Podręcznik współpracy polsko-słowackiej” można kupić w księgarni internetowej Ebookpoint pod tym linkiem. Polecamy również zakup w pakiecie podręcznika języka słowackiego oraz języka ukraińskiego tego samego autora. Miłej lektury!